Wyczerpanie materiału, czy brak pomysłu na siebie?
Znacie ten stan, kiedy poświęcacie się czemuś całą duszą i ciałem? Myślę, że tak. To jest taki stan, kiedy w swoją pracę wkładamy dużo wysiłku i poświęcenia. Oddajemy duszę, by osiągnąć zamierzony cel. A, co jeśli w pewnym momencie zaganiamy się w „kozi róg”? Co wtedy się dzieje?
Jedni rezygnują z kontynuacji, gdyż okazuje się, że sytuacja ich przerasta, a drudzy… Co dzieje się z tymi, drugimi? Oni natomiast pozostają w próżni, między chęcią zaprzestania swojej - już wykonanej -pracy, a zastanawianiem się, co począć dalej.
Myślicie pewnie: „Co też ona znowu wypisuje? Znowu, jakieś bzdury?” Nic takiego. Odkąd pamiętam, taki stan obserwuję u siebie, co roku. Mogę, nawet stwierdzić, że odbywa się to, co do minuty. Już będąc w szkole zaobserwowałam stan, kiedy moje siły i zdolność pochłaniania wiedzy, znacznie obumierały. Wszystko, to było widać w moich stopniach. Wówczas nie miałam na nic siły, pomysłu ani chęci. Zasypiałam na stojąco. Teraz, kiedy szkołę mam już dawno za sobą, mogę powiedzieć, że stan, o którym piszę wcale nie ustąpił. Powiem więcej powraca, co roku i objawia się tak samo. Zmieniło się tylko jedno. Czuję, jakbym stanęła w miejscu. Nie mówię oczywiście o życiu zawodowym. Zupełnie nie dawno zrobiłam sobie przerwę w pisaniu. Dlaczego? Straciłam pomysł na dalszy ciąg. Przede wszystkim zabrakło mi pomysłu na siebie. Stanęłam twarzą w twarz ze swoim pisaniem i najnormalniej nie potrafiłam określić podstawowego pytania, nasuwającego mi się na usta, co dalej? Stałam tak, pozostając w próżni swoich myśli i planów na przyszłość literacką. Przez głowę przemknęły mi wszystkie lata, kiedy pisałam. Sięgnęłam wstecz i odczytawszy pierwsze teksty przeżyłam prawdziwy wstrząs, ale też uśmiechnęłam się do siebie. Przez te siedem lat, kiedy piszę zaczęłam zwracać uwagę na poprawność i merytorykę. Wiem, jak można w jednym akapicie narobić głupich, a wręcz śmiesznych błędów. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że teraz piszę lepiej, poprawniej. Ciągle mam nad czym pracować. Każdy, kto choć troszkę zna się na technicznej stronie literatury wie, że muszę popracować nad interpunkcją. I będę to robić! Wychodząc z pierwszego szoku, przeplecionego atakiem śmiechu doszłam do wniosku, że tak być nie może! Muszę coś zrobić, żeby przezwyciężyć kryzys, który mnie dopadł. Nie mogę tkwić w tej próżni. Przecież lubię pisać, ale nie mogę się zamknąć w kokonie, który ma napis: „Pisze ciekawie, więc nic nie musze już robić”. Co to, to nie! Muszę coś zrobić, żeby stanąć za rok w tym miejscu i powiedzieć: „Tak kochani, nie zmarnowałam tego roku!”
Czy to jest więc, wspomniane wyczerpanie materiału? Czy jest to brak pomysłu na siebie? W moim przypadku jest to jedno i drugie. Przestałam pisać, ponieważ stanęłam w ślepej uliczce. Zapędziłam się w stan niewiedzy. Pogubiłam się w labiryncie słów i wątków, które wprowadziłam w życie. Jedyną odskocznią, było malarstwo. To podczas malowania znalazłam wskazówkę, co zrobić, by pozbyć się blokady, jaka sama sobie założyłam. Nie wiesz, jak pisać? Niech ci to inni powiedzą. To moja dewiza. Powiem Wam jedno: nie pisze jeszcze tak dużo, jak dawniej, ale to nie z powodu braku weny, lecz nanoszenia poprawek na większość opowiadań. Uczę się. Sama sobie wprowadziłam do życia szkołę.
Wiem, że nie tylko mnie dopada taki stan. Nie podam Wam odpowiedzi. Każdy musi indywidualnie podejść do swojego „wyczerpania” i się z nim oswoić. Najlepszym doradcą jest czas. Nic na siłę. Czasem dzieje się tak, a nie inaczej. Żyjemy w czasach, kiedy każda sekunda jest cenna. Ludzie gonią za pieniądzem, usiłując znaleźć choć chwilę dla siebie, ro