Wspomnienie cz.1
Wóda i białe leczy umysł. Wóda i białe niszczy cię od środka. O, ta kwestia pasuje już nieco bardziej, prawda? Nie warto się odzywać, jeśli nie ma się pojęcia w tym temacie. Rozsądku nie ma, są emocje i serce, które mimo wszystko już tylko bije, jest organem trzymającym człowieka w agonii życia. Kawałek po kawałku, chwila po chwili, staje się niezrozumianym, tak prosty fakt, jakim jest miłość. Jesteś tam?
''Jedna chwila, to czyste szaleństwo, białe źrenice, lecz nie widzące(...)''
''Witam Cię człowieku, istoto idąca na przekór(...)''
Zwijka tkwiła w dłoniach tej dziewczyny, tak, jego dziewczyny. Pierwszy raz będzie wciągać amfetaminę. Jeszcze niedawno, pierwszy raz zapaliła papierosa, jeszcze jakiś czas temu, po raz pierwszy poznała czym jest seks. Alkohol, zioło, bunt tak daleko od domu. To chyba łatwe, co ?
Szybkie szurnięcie, biały proszek znajduje się już w nosie. Teraz on, jego kolej. Bardzo dobre.
- Napij się teraz, po tym będziesz mogła pić całą noc
Blond włosy, niebieskie oczy, teraz jeszcze większe niż zwykle. Twarz, ukazująca nieme uwielbienie dla człowieka, który pokazał jej wszystko. Pokazał jej to, czego nie zaznała by w domu, czy wśród swoich znajomych. Wtedy to było, ''prawdziwe życie''. Teraz powiedziałby iluzja, ale jak wiele człowiek oddałby, żeby chociaż dotknąć złudy przeszłośći ?
Pocałował ją i wypił kieliszek wódki.
- Idziemy zapalić papierosa?
- Pewnie, chodź
Nikotyna kumuluje się idealnie ze stanem niezwykłego pobudzenia i wódą. Często palili razem, bardzo dużo, palili. Ona uznawała to za rozumowanie życia rockmena, punkowca. Ona taka była, potrzebowała wolności i los dał jej człowieka, który ukazał jej to w każdym calu. Czy nie tak samo jak jej , jego wolność obrazowała się jako eden, w którym grało sie na gitarach, paliło trawe i piło tanie wino? To było ich własne królestwo, własna rzeczywistość. Nikt im nie mógł tego odebrać, bo oni tworzyli historię dla siebie, dla siebie...
Jak dobrze jest mówić - im, razem, byli.
Wokół pijani, naćpani ludzie. Głośno grająca muzyka, dwa trybiki napędzające własną maszynę. Byli amunicją, bronią. Grali według własnych zasad, to był ich poemat. Ciągnie się do teraz, wciąż. Przebyte kilometry są jak blizny, pełzające po skórze. Wciąż pieką i tylko to daje nadzieję na przyszłość. Cóż za logika, przeszłość daje oddech. Przyszłości jako - takiej już nie ma. Cienie wspomnień dają haust szczęścia...
Obraz, kiedy pierwszy raz wciągali razem amfetaminę, jest wspomnieniem błękitnym. Bardzo dobrym. Nie ważne, co robili w danej chwili, mogli nawet wbijać w kable heroinę, ale wtedy byliby razem. Zapewne wspólna igła przecinałaby im skórę. Wszystko to, co działo się przez tyle miiesięcy, tyle lat, teraz jest tylko odległym marzeniem. Rzeczywistość, jak obrazy, która malowała ona, była ich dziełem. Wszystko co mogło stać na przeszkodzie, było niszczone na bierząco, oni sprostali czemuś tak błahemu jak czas czy droga. To nie są bariery. Barierami otaczamy się sami, kwestia poglądów, decyzji.
Ból jest natchnieniem, płacz i tęsknota była drogowskazem. Ślepy człowiek, na zimnych dworcach, w ciągłej podróży ku swemu wyzwoleniu, w ucieczce przed tym, gnijącym, materialnym światem, do swojej ukochanej. Pocągi jak schody do nieba, autobusy jak gwiazdy na niebie. Pierwsze znajome budynki. Potem spojrzenie w studnie jej oczu, życie warte jest własnie takich chwil.
Gdzie są te lasy i góry, które były domem. Żydowski cmentarz, Kamienna, bajoro z krzyżem.
Gdzie jest B.