WRZE¦NIOWA ULEWA
Za oknem znowu la³o. Strugi wody sp³ywa³y po szybie, prawie ca³kowicie zas³aniaj±c i rozmazuj±c widok za oknem. Ulka zas³oni³a z powrotem firankê i usiad³a na ³ó¿ku, przyciskaj±c do siebie jak zawsze w takich chwilach pluszowego misia. „Kurde, jakie to wszystko jest g³upie!”, pomy¶la³a. Nie pierwszy raz dopad³ j± taki pod³y nastrój. Zazwyczaj, gdy tylko niebo zaczyna³o szarzeæ, a z chmur deszcz la³ siê strumieniami, Ulka mia³a wra¿enie, jakby wszystko, nawet pogoda, sprzysiêg³o siê przeciwko niej. Ostatnio te¿ tak by³o.
Po powrocie ze szko³y mia³a paskudny humor, bo miêdzy ni± a rodzicami wywi±za³a siê ma³a k³ótnia o jedynkê z fizyki. Potem zadzwoni³a Sylwia, najlepsza kole¿anka Ulki, i powiedzia³a, ¿e nie mog± siê spotkaæ, bo ma dzisiaj randkê z Jarkiem, ch³opakiem, którego od tygodnia próbowa³a poderwaæ w si³owni. „No, tak. Dla mnie to nikt nigdy nie ma czasu. Tylko jak komu¶ co¶ trzeba, to wtedy Uleñka jest dobra”, pomy¶la³a z gorycz± i w przyp³ywie z³o¶ci rzuci³a misiem o ¶cianê. Pluszak spadaj±c zahaczy³ o wisz±ce na ¶cianie lustro, które spad³o na pod³ogê. Na szczê¶cie dywan w pokoju Uli nale¿a³ do tych grubych i miêkkich, co uchroni³o delikatne szk³o przed rozbiciem.
Ula zerwa³a siê ze swojego miejsca jak oparzona i podnios³a z pod³ogi zwierciad³o.
– Ale fuks! – Wyszepta³a. – Jeszcze tylko siedmiu lat nieszczê¶cia by mi brakowa³o!
Po chwili u¶wiadomi³a sobie, ¿e mówi sama do siebie. Rozejrza³a siê, ale nie by³o nikogo, kto móg³ us³yszeæ jej s³owa. W pewnym momencie drzwi jej pokoju uchyli³y siê z cichym skrzypniêciem.
– Ula, my wychodzimy do cioci Jadzi. A ty nie wychod¼ nigdzie do kole¿anek tylko ucz siê z fizyki, ¿eby¶ mog³a tê jedynkê poprawiæ – mama Uli koñczy³a zak³adaæ d³ugi p³aszcz, jednocze¶nie próbuj±c za³o¿yæ pantofle.
– A ja? – Ula stanê³a tu¿ przy drzwiach. – Ja nie idê z wami?
– Nie b±d¼ dzieckiem. Przecie¿ wiesz, ¿e powinna¶ siê teraz przy³o¿yæ do nauki.
– Ale mamo! – Ulka tupnê³a nog± jak przedszkolak, który siê z³o¶ci. – Przecie¿ pouczyæ mogê siê pó¼niej. Jeszcze nie ma tak du¿o nauki. Dopiero wrzesieñ.
– Ula, zrozum, ¿e jeste¶ w maturalnej klasie. To ju¿ powa¿na sprawa.
– Ale…
– Ula, nie k³óæ siê z matk±! Nie idziesz i ju¿! – Kategoryczny g³os ojca nie dopuszcza³ ¿adnej dyskusji. Zawsze mia³o byæ tak, jak on powiedzia³.
– Trzymacie mnie tu jak w areszcie! – Krzykom Uli towarzyszy³o trza¶niêcie drzwiami.
– Nie pyskuj, gówniarzu! – Us³ysza³a s³owa ojca, a zaraz potem odg³os przekrêcanego w zamku klucza.
– Tak, i znowu zosta³am sama – Ula znowu mówi³a do siebie. – Jak zawsze, kiedy najbardziej kogo¶ potrzebuje, to nikogo przy mnie nie ma.
Usta Ulki wykrzywi³ grymas z³o¶ci, a d³onie zacisnê³y siê w piê¶æ.
– Nienawidzê was! – Wykrzyknê³a, ale po chwili sama siê tego przestraszy³a. Wcale nie chcia³a tak powiedzieæ. Ale z drugiej strony, mia³a ¿al do rodziców, ¿e wymagaj± od niej zbyt wiele, ¿e nie mia³a takiego ¿ycia jak jej kole¿anki, bo w jej przypadku ca³y czas pierwsze skrzypce musia³a graæ szko³a i nauka.
Ulka rozejrza³a siê po pokoju. Nie mia³a ochoty siê uczyæ. Chcia³a mieæ wreszcie chwilê odpoczynku od szko³y. Tyle czasu spêdza³a przecie¿ nad ksi±¿kami. A ta dzisiejsza jedynka, to przez przypadek, bo sorka zauwa¿y³a, jak podpowiada³a Sylwii, wiêc nie za brak wiedzy. Wzrok Uli pad³ na stos ksi±¿ek na biurku. W¶ród nich le¿a³y jej ulubione: ostatnio zaczê³a siê interesowaæ okultyzmem i parapsychologi±. „Ale gdyby rodzice siê dowiedzieli, to chyba by mnie zabili”, pomy¶la³a. Z samego spodu wyjê³a jedn± z ksi±¿ek. „Czy duchy istniej±?” – jaskrawoczerwone litery tytu³u przyci±ga³y wzrok Ulki. Zag³êbi³a siê w lekturze.
– Co czytasz? – G³os matki rozleg³ siê tak niespodziewanie, ¿e ksi±¿ka wypad³a dziewczynie z r±k.
– Ale mnie przestraszy³a¶! – Wykrzyknê³a, a jej serce powoli zaczê³o siê uspokajaæ.
– Przepraszam – mama u¶miechnê³a siê delikatnie. – Wiesz, chcia³am ci tylko powiedzieæ, ¿e naprawdê nie chcieli¶my z ojcem, ¿eby¶ czu³a siê przez nas taka t³amszona. Chcieli¶my tylko twojego dobra.
Ulka poczu³a siê nieco g³upio, gdy pomy¶la³a o tym, jak ocenia³a wcze¶niej rodziców. Przecie¿ wiedzia³a, ¿e chc± dla niej dobrze. Mimo wszystko jakie¶ uk³ucie w sercu pozosta³o.
– Wiem, mamo – wyb±ka³a.
– To dobrze. Cieszê siê, ¿e nie masz nam tego za z³e. Ju¿ ci nie przeszkadzam. Muszê i¶æ – odwróci³a siê w stronê drzwi. Na chwilê przystanê³a. – Kocham ciê, córeczko.
– Ja ciebie te¿ – Ulka czu³a siê dziwnie, bo nigdy nie mówi³y sobie takich czu³o¶ci.
Podnios³a ksi±¿kê z pod³ogi i po³o¿y³a na biurku tak, by nie by³o widaæ tytu³u. Na wszelki wypadek. Gdy siê odwróci³a, mamy ju¿ nie by³o.
Chwilê pó¼niej zabrzêcza³ domofon.
– Mamo, ja otworzê! – Krzyknê³a i pobieg³a do drzwi. „To pewnie Sylwia chce siê pochwaliæ nowym mi³osnym podbojem”, pomy¶la³a i u¶miechnê³a siê w duchu.
– Kto tam? – Rzuci³a do s³uchawki.
– Uleñko, to ja, ciocia Jadzia, otwórz – us³ysza³a zniekszta³cony przez urz±dzenie g³os.
Ula nacisnê³a przycisk i otworzy³a drzwi wej¶ciowe, by przywitaæ ciotkê na klatce.
– Cze¶æ, ciociu! – Rzuci³a z u¶miechem, ale po chwili spowa¿nia³a. – Co siê sta³o? Czemu p³aczesz?
– Moje biedne dziecko – ciotka przytuli³a dziewczynê. – Moje biedne dziecko!
– Ciociu, co siê sta³o? – Ulka wyrwa³a siê z u¶cisku kobiety.
– Twoi rodzice…
– Co z moimi rodzicami? Mama…
– Twoi rodzice mieli wypadek – ciotka ¶ciszy³a g³os.
– Jaki wypadek? O czym ty mówisz? Przecie¿ mama… – ciotka nie da³a jej dokoñczyæ.
– Twój tato jest w szpitalu. Jest nieprzytomny.
– Ale mama… – Ulka znów próbowa³a doj¶æ do s³owa.
– Twoja mama… – ciotka zaczê³a p³akaæ jeszcze bardziej. – Twoja mama nie prze¿y³a.
Kobieta znów przytuli³a Ulê, ale ta siê wyrwa³a.
– To nieprawda! Mama jest przecie¿ w domu! – Ulka wbieg³a do mieszkania. – Mamo! Mamo! – Zagl±da³a do wszystkich pomieszczeñ, ale wszêdzie by³o pusto. – Przecie¿ by³a tu przed chwil±! Rozmawia³a ze mn± i… i… – Ula nie wiedzia³a jak to powiedzieæ.
Zduszonym szeptem, ze ³zami w oczach powiedzia³a to, co w³a¶nie sama sobie u¶wiadomi³a:
– Ona siê ze mn± po¿egna³a…
Ula siedzia³a na ³ó¿ku, tul±c do siebie misia. Tato nadal le¿a³ w szpitalu. Nieprzytomny, pod³±czony do rozmaitych maszyn i urz±dzeñ. Za oknami ci±gle la³o. W ³azience suszy³y siê jej ubrania, które przemok³y na wylot w czasie pogrzebu. Na pod³odze w korytarzu le¿a³o kilka p³atków z ¿ó³tych margerytek. Mama tak je lubi³a…
– Kocham ciê, córeczko – g³os ojca dobieg³ j± od strony drzwi jej pokoju.
– Ja ciebie te¿, tato – wyszepta³a, a ³zy potoczy³y siê po policzkach strumieniami, jakby chcia³y siê upodobniæ do deszczu na szybie. By³a jednak spokojna, nie ba³a siê. W przedpokoju zabrzêcza³ telefon. Ula wiedzia³a, ¿e dzwoni± ze szpitala…