Wizja
Słowa z serca płynęły, wręcz hektolitry uczuć przelewały się pod nieboskłonem burzy. Zdawała sobie sprawę z tego co robi, a ja nieśmiało budowałem w sobie zalążki człowieka rozumnego. Za każdym razem było inaczej. Pisałem do niej prostym językiem, czekałem na znak snutej wiatrem powieści. Gdy przychodziła w nocy nie mogłem spać, jak zawsze przelewałem słowa na papier mrucząc pod nosem dla pewności myśli. Zauważyłem drobne przebłyski wiary w to co robię, każde słowo było epitafium smutku topiłem się w objęciach wartkiej wody, z żywiołem który przytłaczał nikłe spojrzenia obcych twarzy. Z krokiem zawiści dopisywałem kolejne strony poematu, z jej pomocą było to nieuniknione przeżycie szczęścia. Wena ma na imię – znów mnie prowadzi. Trafiłem raz na schody do podziemnej krainy, gdzie Cerber skrycie patrzył w moje serce. Zadawałem mu pytanie czy już, odpowiadał obojętnością przyglądając się okrytym mgłą kurhanom obmywanym przez rwące potoki lawy. Hades było napisane. Kraina rozpaczy, gdzieś widzę twarze z rozpaczliwym krzykiem, niemal jak na obrazie Muncha rozrywają dwa obce sobie światy, w pogoni za samym sobą uciekają od apogeum cierpienia. Przechodzi dreszcz, gdy widzę tyle połamanych rąk. W zbiorowej mogile kości miotały się między nogami – nie wytrzymali srogiego spojrzenia szatana, choć wierzyli do końca, zbieleli na martwy proch. Na ich czołach była liczba, zapisana diabelskim zamiarem „666 – dziecko zła”. Wypalona w kuźni strzemieniem kowala nie zabliźniała się. Zjawy śliniły się, wszędzie był zapach człowieczych odchodów, zmieszany z subtelnym wołaniem o pomoc - odrażał spojrzeniem litości. Idąc dalej widzę zmatowiałe ciała, miały krwiste wybroczyny na skórze podbiegłe ropą i strupami. W brudnym ujęciu wody pełno owadzich larw które wpijają się w gardło i czerpiąc ostatnie soki życia – pasożyty człowieczej słabości. Dalej było tłoczno wszędzie przetargi, a w pojemnikach zbutwiałe mięcho ludzi, wykłute oczy patrzą jak za chwili kiedy straciły życie. Trochę krwi trochę farszu z jelit, wszystko przetrawione z mieszanką kolorowej profanacji. Wróciłem na chwilę do rzeczywistości. Widzę znane twarze, historia daje do zrozumienia, że zło popłaca tylko na ziemi, rozkosz i hipokryzja zamienia się potem w cuchnący smród pośmiertnej prozy życia.