WIATROWO
WIATROWO
Gdy zamknęłam oczy i od razu pomyślałam o królestwie wiatrów zobaczyłam przed sobą wielką srebrną bramę przed którą stała mała chmurka. Spytałam się czy to brama do wietrznego królestwa, a chmurka się tylko uśmiechnęła i dmuchnęła w bramę a brama s i ę o t w o r z y ł a.
Za bramą było wiele różnych atrakcji takich jak:
konkurs na n a d m u c h i w a n i e baloników, przewrócenie jak największej ilości łódek w misce i wielki diabelski młyn, który gdy wi r ow ał wywoływał potężny w i a t r.
Było tam także stoisko ze słodkimi kolorowymi cukierkami wiatrowymi. Była też wata wiatrowa i czekolada o smaku wiatru. Jednak najlepsze było dla mnie latanie na paralotni...
Wszyscy w tym królestwie mówili po wiatrowemu więc trochę trudno mi było się z nimi dogadać, ale w końcu zrozumiałam, że dm u c h n i ę c i e znaczy „tak” a machnięcie wachlarzem (każdy miał taki wachlarz) oznaczało „nie”. Reszta to było prawie tak jak alfabet morsa tylko , że nie normalny alfabet morsa tylko dm u c h a n y alfabet morsa.
Nie było tam drzew tylko były wielkie przezroczyste patyki i na ich końcach znajdowały się OgromnE CumulusY.
( Były to Naprawdę WIELKIE DRZEWA!)
Spotkałam się tam z Zefirem, który był królem tego miejsca. Poczęstował mnie wiatrowymi borówkami i sokiem z wietrznych pomarańczy.
Na koniec mojej wizyty całe królestwo w y d m u ch a ł o o o o o pieśń pożegnalną i akurat wtedy gdy wyszłam za bramę otworzyłam oczy….