Maszeńka na moście
Obudził
się wczesnym rankiem i krucha realność snu nagle pękła. Stopniowo zaczął
odczuwać bezwładność swojego ciała, które jeszcze spało. Boże drogi, jak on
nienawidził stanu, gdy jego umysł pracował już normalnie, wrzucony rozpędem w
namacalny świat samochodów i krzeseł, podczas gdy jego ręce, nogi i uszy zostały
gdzieś w tyle, gdzieś tam.
Kołdra była ciężka i wilgotna, nieprzyjemna w dotyku. Odsunął ją niezgrabnie na
bok. To samo miał ochotę zrobić ze swoim ciałem, mokrym i lepkim od potu,
drżącym od nagłego chłodu.
Pod prysznicem małymi łykami pił ciepłą wodę, oparty dłońmi o śliskie kafelki.
Ociężałość mijała z każdym napięciem mięśni. Czuł się cudownie, nie myśląc o
niczym, parskając wodą.
Spal dla mnie swoje mosty, przypomniała mu się jej wczorajsza prośba i miłe
rozleniwienie odeszło gwałtownie. Nabrał w usta trochę wody, splunął.
Bo nie prosi się o takie rzeczy.
Kilka minut później nasiąkł z rozkoszą gorącą kawą. Czuł wręcz, że wypełniła
jego żyły i krąży w nich, gęsta i gorzka. Właściwie tylko po to jadł śniadanie-
żeby wypić w spokoju kawę.
Jej dłoń bezwiednie, odruchowo zanurzyła się w torebce i wyciągnęła złożoną na
cztery kartkę, taką zwyczajną, wyrwaną z zeszytu. Przez długą, cichą chwilę
patrzyła na nabazgrany w pośpiechu adres, przepisany poniżej starannymi,
okrągłymi literami. Znała go już na pamięć, ale i tak nie była w stanie
powstrzymać się, żeby nie spojrzeć na niego jeszcze jeden, naprawdę ostatni
raz....
Pod nogami plątała się jej podróżna torba, wypchana najpotrzebniejszymi
drobiazgami. Nie włożyła jej do bagażnika autobusu, bo nie chciała, żeby przez
głupi, ale łatwy do przewidzenia „przypadek” jakaś inna torba zgniotła ułożony
pieczołowicie na dnie prezent.
Przeczesując wilgotne włosy, Maksim pomyślał nagle, że niedługo to samo zrobi
ona. Zanurzy w nich palce, a potem obejmie go mocno, będzie czuł jej oddech i
czytał z niego jak bardzo jest przejęta i zdenerwowana. Chciał, żeby to się już
stało, żeby się działo, teraz…
Bał się jej przyjazdu i tego, że jakimś sposobem w P. zostanie ona, a do niego
wprowadzi się obca osoba. Bał się, że będzie jak wycięta figurka z fotografii,
śmieszna i bezkształtna bez swojego tła. I bał się, że mimo to będzie jej
chciał.
Jej zabawne, często irytujące nawyki, to, że na przykład mieszała herbatę w
odwrotnym kierunku, wszystkie przyzwyczajenia tej kobiety były być może jedynym
i właściwym tłem dla jej postaci, jej osoby. A przecież one przyjadą razem z
nią, upchnięte na samym dnie walizki, pomiędzy pończochami, szczoteczką do zębów
i biletem powrotnym.
Spróbował sobie wyobrazić jej ubrania leżące rano na krześle i na oparciu łóżka…
Dzień ich pierwszego spotkania był zwyczajny.
Padał deszcz, ale nie było w nim nic z filmowych kropel, osiadających na rzęsach
bohaterów ekranu. To była zwykła, nieprzyjemna mżawka, która, czepiając się
włosów Maksima, upodobniła go raczej do mokrego psa niż zmokniętego,
romantycznego kochanka. Ale taki własnie się jej spodobał. Takiego wzięła do
swojego domu i poczęstowała herbatą, pokochała.
W jej maleńkim mieszkaniu leżeli cały dzień w łóżku. Maksim milczał, bo nie był
pewien, co mógłby powiedzieć. Ona też milczała, bo właściwie to wolała słuchać.
Ciszę przerywało tykanie zegara z kukułką, płynąca rurami woda szumiała, jego
serce biło powoli. Palcem rysowała na brzuchu Maksima wykres EKG.
Pokój znieruchomiał na parę godzin, zamknął się szczelnie przed odgłosami z
zewnątrz, wpił się pazurami we własne wnętrze.
- Muszę iść. Przepraszam.
Autobusem, który otrzepywał się z wody na każdym przystanku, dotarł na dworzec
kolejowy. Hałaśliwy, spocony pociąg powiózł go dalej, do domu, daleko od niej i
pokoju z zegarem.
Następnego dnia zadzwoniła.
Przez telefon jej głos brzmiał trochę inaczej, metaliczn