w podzięce z oddaniem
Wymieniłem w myślach imiona wszystkich znanych mi bóstw. Powtarzałem je zaciekle, z narastającą we mnie złością. Płakałem, żaliłem się, błagałem, a oni to słyszeli. Słyszało to także to coś stojące na przeciw mnie. Kręciło swym ohydnym łbem z niedowierzaniem. Śmiało mi się, pomimo mych wysiłków. Zły duch skierował we mnie wszystkie swe intencje, odparłem je. Tak jak odpycha się niechcianego kochanka. Ponownie spojrzał na mnie swymi zakrzepniętymi w mojej krwi oczami i uderzył. A ja widziałem jak ona umiera i jak sam powoli ja przygasam. Wezwałem kolejne imię bóstwa, wymówiłem je w myślach, z niszczącą siłą sugestii, wtedy zmieniła się ciemność. Z nieokreślonego mroku wyłoniła się twarz istoty którą znałem z opowiadań matki. Symetryczna wrogość, oszołamiający gniew. Stanął pomiędzy nami i zaczął opowiadać nam o strachu.
Zły duch zafascynowany wzleciał ku gniewnej istocie i zastygł w bezruchu. A ja stałem oszołomiony jego bólem, przekazywanym mi z następującymi po sobie gorzkimi słowami.
I widziałem dokładnie to co on przeżywał, to co czuł, i to tak bardzo bolało, prawie jak narodziny świata. Zapłakałem, a wtedy on z przepastnej ciemności zaczął wyciągać jej blade ciało. Delikatnie spędził z nią te chwilę, tak jak ja podczas naszych wspólnych fizycznych chwil. Bez strachu dotknął ją w najczulsze miejsce. A ona otworzyła oczy już w swej fizycznej postaci, tuż zaraz jak je zamknęła z powodu śmierci. Zajrzała do wnętrza gniewnej postaci. Porozmawiali przez chwilę i już była moja. W połamanych ramionach ściskaliśmy swe powypadkowe ciała. On nad nami dotykał śmierć, swą zranioną kochankę i nie pozwolił nam umrzeć.
A potem byliśmy w szpitalu, a później już w domu. A ja widziałem jak walczy. Z demonami, ze śmiercią i wrogim mu bogiem, wykrzykując w kolejnych ciosach jej imię, nie pogodzony, zły i zawiedziony.
A my kochaliśmy się codziennie, w rytm modlitwy do pana symetrycznej wrogości w podzięce z oddaniem.