Upiór w operze- ROZDZIAŁ 51
ROZDZIAŁ 51
Mężczyzna zaprowadził Laurę do garderoby i posadził na krześle podając jej wodę. Młoda Lovemour nadal drżała i ciężko oddychała.
- Proszę mi wybaczyć, Monsieur Borchert. Bardzo mnie pan wystraszył.
- W takim razie to ja przepraszam. Chciałem tylko życzyć pani udanego koncertu, ale widzę, że napędziłem pani tylko porządnego stracha.
- Nic się nie stało. Po prostu jestem trochę przewrażliwiona i nie znoszę najlepiej takich sytuacji.
- Jakich? Sam na sam z mężczyzną?
Thomas przybrał uwodzicielską pozę.
- Tak jakby. Powiedzmy, że miałam kiedyś pewien nieprzyjemny incydent i straciłam zaufanie do męskiej rasy.
- Rozumiem.
Thomas się trochę odsunął, aby dać dziewczynie przestrzeń.
- Proszę mi jednak uwierzyć, że mnie się pani bać nie musi.
- Wierzę i szczerze mówiąc, odczułam ulgę, gdy zobaczyłam właśnie pana.
Dziewczyna się powoli uspokajała, a na policzki zaczęły powracać żywe kolory.
- Więc pani mnie zna...
- Żartuje pan? Jestem pana wielką fanką!
- Doprawdy? Kto by pomyślał, ja również jestem pani wielbicielem.
Para uśmiechnęła się do siebie. Do garderoby znów zajrzał ten sam mężczyzna, co wcześniej i obwieścił, że koncert zaczyna się za 5 min.
- Powinniśmy już iść- powiedział Borchert. - Dobrze się już pani czuje?
- Tak, już dobrze, dziękuję.
- Proszę tylko mnie tak nie straszyć następnym razem.
- Nie ośmieliłbym się. Pozwoli pani, że odprowadzę ją za kulisy. W ten sposób będę mógł się choć trochę zrekompensować.
- Dobrze. Będę się czuła raźniej.
Mężczyzna podał Laurze ramię i oboje powędrowali za kulisy. Thomas pozostawił tam dziewczynę i poszedł na swoje miejsce na widowni.
- Panna Lovemour! Dobrze, że pani już jest- powiedziała starsza kobieta na widok Laury. Dziewczyna się uśmiechnęła.
- Czy coś się stało? Nie wygląda pani za dobrze.
- Wszystko w porządku, to tylko trema.
- Rozumiem. Zaraz pani wchodzi z arią Małgorzaty z opery Faust.
Laura skinęła i kobieta odeszła. Mężczyzna prowadzący galę zapowiedział występ młodej Lovemour. Dziewczyna wyszła na scenę i na początku już dostała duże brawa. Po niej wystąpili Bryn Terfel i Andrea Bocelli w duecie z opery Bizeta Poławiacze pereł. Lovemour uwielbiała tę pieśń, zatracała się w niej całkowicie. Kiedy słyszała te dwa perfekcyjnie przeplatające się głosy, zapominała o wszystkim. Głęboki bas-baryton Terfela przenikał ją do głębi, a lekki tenor Bocellego unosił w niebiosa. Dziewczyna usiadła w zacienionym kącie i zamknąwszy oczy, odpłynęła do krainy marzeń, poddając się słodkim dźwiękom. Melodia Przenikała jej duszę. Zaczynała się dość gwałtownie mrocznym głosem Terfela, potem przechodziła w liryczną i pełną ukojenia w wykonaniu Bocellego, by znów stać się gwałtowną niczym sztorm na morzu. Po burzy następował spokój, ale i tak najpiękniejszymi momentami były te, kiedy głosy obydwu tych panów łączyły się w jeden. Muzyka ta była tak piękna, że słuchająca jej Lovemour uroniła łzę zachwytu.