Przepowiednia przesz³o¶ci...- cz.I
Przysz³o¶æ zawsze nas zaskakuje. Ludzie nigdy nie maj± pewno¶ci co czeka ich za minutê, za godzinê, za miesi±c. Mo¿e to byc szokuj±ce ale ludzie tak¿e nie znaj± przysz³o¶ci. W³adze zawsze zataja³y przesz³o¶æ. Zawsze udawa³o im siê oszukaæ obywateli. Przeciêtny cz³owiek nie ma ¶wiadomo¶ci co tak naprawdê dzieje siê na ¶wiecie! Czy tego chcemy! Czy chcecie byæ nadal ok³amywani!? Czy nie chcecie znaæ prawdy? - Wy³±czcie to! Niech kto¶ do cholery to wy³±czy! Albo wywalcie ten telewizor na bruk!- warkna³ Mark Lauranse uderzaj±c d³oni± w stó³. On i jego podw³adni siedzieli w okr±g³ej sali projekcyjnej i obserwowali wyst±pienie historyków na Miedzynarodowym Spotkaniu Historycznym. - Kto go dopu¶ci³ do g³osu! Niech wyjawi jeszcze wszystkie tajemnice rz±dowe! - spojrza³ na twarze siedz±cych przed sob±, swoich podw³asnych.- Dennisa Quaidea i ludzi mu podobnych powinni zamykaæ za samo gadulstwo! Nie powinni dopu¶ciæ ich do g³osu! - jego podw³adni skinêli g³owami. W agencji ka¿dy mia³ do niego szacunek. Nie tyle z racji zajmowanego stanowiska, on po prostu umia³ sobie podporz±dkowaæ ludzi i wzbudzaæ u nich szacunek. Nie u¿ywa³ wobec nich kar cielesnych, ani nic z tych rzeczy. Nie wy¿ywa³ siê na nich tak¿e psychicznie. Mo¿e dlatego go cenili? Mia³ si³ê przebicia. W koñcu zostaæ dowódzc± w tajnych jednostkach CIA nie by³o ³atwo. Tylko wybrani dostawali siê tu, a tym bardziej wybrani pieli siê tak wysoko. - Jeszcze paru takich ludzi, a wszystko wyjdzie na jaw. Mo¿e od razu powiedzmy wszystkie tajemnice rz±dowe? Przynajmniej nie bêd± musieli siê bawiæ w detektywów. Zaoszczêdzimy im cennego czasu. Spo¿ytkuj± go mo¿e na co¶ innego. - wzi±³ g³êboki oddech i wsta³. Podszed³ do telewizora i wy³±czy³ go. W sali zrobi³o siê cicho. Nikt siê nie odzywa³. Gdzie¶ z boku dochodzi³o ciche bzyczenie muchy. - "Sk±d ty do cholery mucha? W ¶rodku zimy? Kto j± tu wpu¶ci³?"- przebieg³o przez my¶l mê¿czy¼nie. Podszed³ do ¶ciany, a gdy owad usiad³ na niej, jednym zwinnym ruchem rêki pochwyci³ j±. Ca³y czas trzymaj±c w rêce swoj± ofiarê otworzy³ drzwi i wypu¶ci³ j± na korytarz. Zamkn±³ je na powrót i odwróci³ siê do swoich ludzi.- Panowie, nied³ugo czeka nas ma³a rocznica. Chyba ka¿dy wie jaka.- u¶miechn±³ siê gdy przytaknêli mu g³owami.- Tysi±clecie paktu. Chcê aby¶cie wzmogli swoj± czujno¶æ. Nie s±dzê, ¿eby dzia³o siê cokolwiek, ale lepiej mieæ oczy i uszy szeroko otwarte. Zrozumiano? - skinêli g³owami s³uchajac go w skupieniu. - Cieszê siê, ¿e siê tak dobrze rozumiemy. Mo¿ecie odej¶æ.- odpar³ od niechcenia machaj±c rêk± w stronê drzwi. Odwróci³ siê do ¶ciany i wbi³ wzrok w obraz powieszony na niej. Przedstawia³ ¶wiêta Bo¿ego Narodzenia w jakiej¶ rodzinie. W sali za jego plecami rozleg³o siê szuranie krzese³. Na chwilê zapanowa³ ha³as. Ucich³ dopiero, gdy wszyscy wyszli. Jak wydawa³o siê Markowi, ¿e wszyscy. Jednak gdy siê odwróci³ spojrza³ na jednego ze swoich podw³adnych. Najm³odszego ch³opaka, przyjêtego nie ca³e dwa miesi±ce temu do agencji. Siedzia³ nadal na swoim krze¶le i patrzy³ w stó³. Po chwili podniós³ wzrok na swojego szefa. - Mówi³em, ¿e mo¿ecie odej¶æ. - Chcia³em o co¶ zapytaæ.- powiedzia³ ch³opak podnosz±c siê z krzes³a. Opar³ d³onie o blat sto³u i wbi³ spojrzenie w szefa. - Pytaj m³ody.- odpar³ tamten siadaj±c na krze¶le. - Wierzy pan w przepowiednie? - nie owija³ w bawe³nê. Zapyta³ prosto z mostu. Mark zmarszczy³ brwi. Przez g³owê przebieg³y mu tysi±ce my¶li i tysi±ce odpowiedzi. Sam nie by³ pewien tego w co wierzy, a teraz ten m³ody zada³ mu takie proste pytanie, a on nie umia³ na nie odpowiedzieæ od razu. W koñcu westchn±³. - Je¿eli chodzi ci o Przypowie¶æ Milenijn± to nie. Nie wierzê. Nic nie zapowiada ¿adnej katastrofy. Pakt jest zbyt wa¿ny dla obu stron, ¿eby go zniszczyæ. Nic siê nie stanie.- odpar³ opieraj±c ³okcie na blacie i pogr±¿aj±c siê w my¶lach. Czu³ na sobie wzrok swojego podw³adnego. - A teraz zmykaj m³ody na poligon pobiegaæ. Przyda ci siê trochê ruchu.- odpar³. Ch³opak skin±³ g³ow± i odwróci³ siê. Wolno podszed³ do