Upadek
Nie sądziłem, że upadek tak będzie boleć…
Ani tego jak wielką agonią jest amputacja skrzydeł.
Obudziłem się w mieszkaniu jednoosobowym. Cały obolały. Na nieświeżym prześcieradle była krew, a ściśle mówiąc mnóstwo. No cóż…
Chciałem bardzo się przekonać jak wyglądam w postaci człowieka, bez glorii i chwały…bez skrzydeł. Stanąłem przed lustrem nagi. Postura człowieka, która ukazała się przede mną była wysoka, umięśniona, twarz z ostrymi rysami twarzy. Czarne włosy i oczy. Pomijając, że była cały w bliznach, z których płynęła krew.
Oto nowy ja.
Będę musiał się do tego przyzwyczaić.
Jednak nie to mnie martwi.
Zagoiły się na amen?
Czy chociaż jest cień szansy, że je odzyskam, że odrosną? Moje skrzydła.
Odwróciłem się szybko patrząc na plecy w lustrze. Trudno było powiedzieć. Głęboka krwawa blizna ukazywała kształt litery V, która na dole się nie łączyła. Odwróciłem się przodem już połowy blizn nie było.
Wróciłem z powrotem do łóżka. Nie miałem na nic ochoty. Jak mam się w tym świecie znaleźć? Nie mam pojęcia…i nie będę w ogóle udawać, że jestem człowiekiem. Wolałbym już piekło niż to…
A skrzydła?
Wiem, że mogę to naprawić, gdzieś jest kruczek i będę mógł wrócić tam do góry.
Zrobię wszystko…
„By dostać się z powrotem tam gdzie trzeba,
Spal jedną dusze w piekle,
Zostawiając jej i swoją cząstkę na ziemi.
A siebie samego zbaw…”
Co to za brednie?
Nigdy nie rozumiałem tych głupich ksiąg Starszych… Pomyślmy…Może po prostu sprowadzić kogoś na złą drogę? Ale, o co chodzi z tą cząstką? Jakiś kawałek człowieka i swojego? Może spalić tak po prostu kogoś i siebie? Nie…
Po dwóch godzinach szukania w innych księgach znalazłem….
Muszę po prostu zostawić tu potomka na ziemi...