Tru Romans
Musiałem pozałatwiać kilka spraw na mieście. To tu to tam, poczta bank, firma, lunch. Dzień upalny dawał się we znaki, więc woda w łapie, okulary przeciwsłoneczne i koszula rozpięta pod szyją. Prawdziwy żar tropików.
Przy okazji zaszedłem do sklepu mojej matki. Matka sprzedaje ciuchy dla kobiet, ma własną szwalnię i sprawdzone marki. Kupują u niej kobiety koło trzydziestki, przychodzą z mamami, a te mamy z córkami i jak się dobrze trafi to można napatrzeć się do woli. Bo niektóre to naprawdę, a zwłaszcza w taki upalny dzień, kiedy to z przymusu zasłania się jak najmniej i słońce tak wspaniale brązowi skórę.
Akurat jak wszedłem, było pusto. Przywitałem się z matką, a ona doceniła mój wygląd, powiedziała, że Ooo! Jak wyglądasz, przystojniaczek i te okulary. Możliwe, pewnie tak było, trudno mi ocenić, może i tak.
Usiadłem na krzesełku za kasą i delektowałem się chłodnym powietrzem wiejącym z klimatyzacji oraz wodą z topniejącym w oka mgnieniu lodem. Przeglądałem prasę kobiecą, którą matka czyta w wolnej chwili. Szukałem ładnych modelek, ale jakieś takie pokraczne były i nie za ładne, czasem paskudy. W sklepie też zero kina, może za gorąco, nie chce się łazić i wszystkie pupeczki nad wodą.
Ostatni łyk wody i już miałem lecieć, a tu nagle, moim oczom ukazały się dwie postacie kobiece snujące się w lesie wieszaków i Fit rozmiarów. Matka z córką. Matka taka sobie, poza tym za stara, więc mój wzrok zawiesił się na córeczce, która kątem oka, zarejestrowała moją obecność. Udawała tylko, że niby nic.
Matka gada z tą matką tej córeczki, bo to stała klientka, a ja zaczynam obserwację i widzę, że córeczka zaciekawiła się mną również. Ale jaka to była córeczka, Boże jedyny z Nazaretu. Ta skóra delikatna i brązowa, ale tak idealnie bez przesady. Pewnie była gdzieś w Tunezji na wakacjach, leżak, drink i basen, olejek do opalania ściekał jej po udzie. Niewysoka, taka filigranowa, włosy złociste blond, a oczy duże, piękne, z tym seksapilem wrodzonym, co go nie każda posiada. I na koniec mój fetysz zgrabnych kostek i kobiecych stóp tak delikatnych w małym buciku na wysokim obcasie. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, a temperatura, mimo klimatyzacji, rosła jak szalona, gdy wymieniliśmy uśmiechy i gdy dostrzegłem jej krągłą pupę wciśniętą w dżinsowe szorty. Boże przenajświętszy!
Podszedłem nawet, zachęcony tymi uśmiechami, chciałem poczuć jak pachnie i się nie zawiodłem, jej słodki zapach odurzył mnie i już byłem jej, wystarczyło tylko jedno słowo, jeden gest i już razem wychodzimy i już zapraszam i już komplementuję, Już!
Matka widząc mnie jak podchodzę uśmiechnęła się i przedstawiła mnie dumnie, a to mój syn , na co matka córeczki, o no proszę, a to moja córeczka.
Uścisnąłem drobniutką dłoń o palcach tak smukłych i idealnie zrobionych paznokciach. Miałem zaszczyt poznać imię owej zjawiskowej istoty. Gosia. Tak, Gosia, pomyślałem, że kocham wszystkie Gosie. Gosieńka ajj!
Głęboko spojrzeliśmy sobie w oczy, a w tle nasze matki przeglądały kolorowe korale.
Chwila wydłużyła się pięknie, ale nagle coś się stało. Uśmiech zniknął z twarzy Gosi, a jej usta wykrzywiły się w niemiłym grymasem. Puściła moją dłoń i odwróciła wzrok.
Krzysztof, halo, jesteś tu?
Moja matka dobijała się drwiąc z mojego wyłączenia.
Tak, słucham?