Trojanda
nazywał - czorna trojanda... W plecaku nie było wiele, wcale nie był ciężki. To ja byłam słaba i stara. Wysypałam na klepisko kilka kości i długi mocny sznur. Fiedka podarował mi kiedyś naszyjnik z jarzębiny. Założył mi go na szyję i odważył się pocałować mnie prosto w usta. Nie bałam się wcale, czując znów jego usta na swoich.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora