The Wind
„ The Wind”
Butelka czerwonego wina i rodzynki, na śniadanie wraz z kurami, które wstają rano. A na deser po bananie z palmy nieopodal. Ach ta plaża! Ona tonie. W zmysłach. I nie ważne naprawdę, co jest. I tak wszystko płynie jak szum znad mojej zatoki snów. A jutro tylko piwo i stare rodzynki na śniadanie. A dziś na obiad to, co zwykle: parę móżdżków z działu do spraw załatwiania zbędnych drobiazgów, jeden oddech na wynos z odrobiną ołowiu złapanego w pośpiechu przy chwytaniu się najbliższej żółtej okazji z napisem taxi na drzwiach z piekła rodem. Ale i tak uwielbiam moje dzisiejsze śniadanie, butelka wina i rodzynki zielonkawe, smutne, smutne, obumarłe, żyją jak te z czasów apokalipsy w edenie. Toczy się kuleczka po talerzyku albo to moja głowa. Szum. Natłok pijanych dendrytów i aksonów tańczy foxtrota. Raz dwa, raz dwa, raz dwa i luz,w bok…w bok. Czerwone wino z rodzynkami i nic. Jeden banan za dużo. Ale ja i tak uwielbiam mój przepity wińskiem dzień, dlatego śpiewam o kiści rodzynek w skórce od bananów.