Talia
- Martwy Bóg! - powtórzył mężczyzna i zakreślić kijem okrąg w powietrzu. ***
- Martwy Bóg! - Starzec powiedział raz jeszcze.
Mieszkańcy zaczęli powoli wychodzić ze swych domostw. Zgromadzili się wokół starca i nie odzywając się obserwowali sytuacje. W wielu z nich widać było oznaki strachu. Zauważył, że mężczyzna, który wyszedł mu na spotkanie, ubrany jest odmienienie od pozostały i ma także jaśniejszy kolor skóry.
- Martwy Bóg! - Podszedł bliżej Marcina, popatrzał mu w oczy i powiedział raz jeszcze - Martwy Bóg!
- Kim jesteś?
- On nie istnieje - powiedziała kobieta zza jego pleców. - Co cię sprowadza do nas Martwy Bogu?
- Nie jestem żadnym bogiem - zaprotestował.
- Dlaczego więc przybywasz z boskiego grobowca? - Niewiasta wskazała palcem kryptę na szczycie pagórka.
- Nie wiem, ale nie jestem żadnym bogiem - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Kim więc jesteś?
- Jestem Marcin Sówka przybywam z ... - zastanowił się przez chwilę - sam nie wiem skąd.
- Ja natomiast jestem Kirlia Wojownicza - wskazała dłonią ludzi za nią - a to jest moje plemię.
- Miło was poznać - skłamał.
- Czy zechcesz przyjąć moją gościnne?
- Tak.
Jadło jakie mu zaoferowano składało się głównie z warzyw i owoców, część z nich był w stanie rozpoznać, jednak większość była dla niego obca. Każda potrawa była pieczołowicie udekorowana w kwieciste wzory, a wszystko wyłożone było na ziemi w ozdobnych glinianych misach. Nic co mu podano nie było jednak w żaden sposób ugotowane lub przetworzone, wszystko było naturalne i świeże. Pomimo tego, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowali, zgromadziło się całe plemię, to tylko on spożywał posiłek.
- Czemu nie jecie? - Marcin zdziwił się.
- Według tradycji gość je pierwszy - wyjaśniła Kirlia.
- Skończyłem - odłożył misę na podłogę. Miejscowi zaczęli się posilać. - Powiedzcie mi proszę kim był ten starzec, który mnie powitał?
- Jaki starzec?
- Ten z laską.
- Nie było tam takiego.
- No dobrze. W takim razie co wiecie o Martwych Bogach? - Zdenerwowała go lekko, ale postanowił nie drążyć dłużej tego tematu.
- To oni stworzyli nasz świat i wszystko co widzisz - powiedziała z nieukrywanym zachwytem. - Na początku byli jeszcze żywi. Bogowie opiekowali się nami, lecz później ich znak zniknął z nieba i od tej pory jesteśmy sami, a ich nazywamy Martwymi Bogami.
- Czy wiecie coś jeszcze na ich temat?
- Niestety nie. Nigdy ich nie widzieliśmy.
Uczta się skończyła po około godzinie, a kiedy to się stało, dwóch młodzików na środku sceny rozpoczęło odgrywanie wesołego i skocznego rytmu na instrumentach z wyglądu przypominających flety. Zza ich plecami pojawiła się dziewczyna o anielskim głosie i urodzie dorównującej jej umiejętnościom, miała piękne blond włosy, mały delikatnie odstający nos, lekko zarumienione poliki i duże czarne oczy, które wręcz hipnotycznie na niego działały. Czuł się jakby nie oglądał ludzkiej istoty, a coś tak doskonałego, że w żaden sposób nie potrafił się jej oprzeć. Zastanawiał się czy to co obserwuje jest realne.
- To jest moja córka - powiedziała dumnie Kirlia - Talia.
- Ona jest cudowna.
- Tak wiem.
Przez jakiś czas mówiła coś do niego, lecz on wcale jej nie słuchał. Był tak zajęty oglądaniem występu, że świat poza pięknością przed jego oczami stracił znaczenie.
Świt przywitał go tego dnia dość brutalnie. Obudził się z krzykiem i łzami na polikach. Tej nocy płakał jak dziecko i nie mógł nad sobą zapanować. Wszystkie te wydarzenia ostatnich dni uderzyły go niczym grom z jasnego nieba, a on nie potrafił nad nimi zapanować. Cały smutek po stracie Magdy, radość z poznania nowego świata, upojna nocna uczta i wszystkie związane z tym odczucia napłynęły do niego tak gwałtownie, że jego umysł nie potrafił funkcjonować pod ich napływem. Coś się z nim działo,a on nie wiedział co i jak to powstrzymać.
- Obudziłeś się? - Do pokoju w którym spał weszła Talia. - Co się z tobą dzieje?
Dziewczyna podbiegła do niego i objęła jego ciało które zwijało się w dreszczach tak potwornych jak u umierającego. Lewą ręką dotknęła delikatnie jego czoła i zbiegła szybko po schodach znajdujących się za drzwiami. Po chwili znalazła się na górze razem ze swoją matką.
- Jest cały rozpalony i ciężko oddycha - powiedziała roztrzęsionym głosem córka.
- Nie stój tak! Przynieś mi szybko płachty namoczone wodą i biegnij po Helenę! - Talia stała i patrzyła przerażonymi oczyma na mówiącą kobietę. - Na co czekasz! Ruszaj!