Strach Przed Ciemnością
łowiek poznaje każdy kąt i może chodzić po budynku z zamkniętymi oczami. Korytarz również pokrywały ciemności. Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę swojego pokoju. Powtarzał sobie w myślach, że musi zachować spokój i że nie ma się czego bać. Musi jedynie wrócić do pokoju i położyć się. Ukojenie we śnie przyjdzie szybko, a rano obaj z Filipem będą się z tego wszystkiego śmiać. Zapomną o wszystkim za kilka dni, a wtedy znowu Marcin znajdzie się pośród ciemności i znów się wygłupi. Tak to zawsze jest. Szedł przed siebie, aż dostrzegł na jakiś kształt na końcu korytarza. Nie był to człowiek, bardziej wyglądało na jakieś zwierzę. Stanął nie mogąc się ruszyć. Strach go całkowicie sparaliżował. Stworzenie go zobaczyło. Miało czerwone ślepia osadzone wąsko na wielkie głowie. W ciemności wydawały się świecić jak rubin, przez który przechodzą promienie słońca. Chwilę siedziało na końcu korytarza pod oknem wpatrując się w niego. Zawył wiatr i okno nad bestią trzasnęło. Szyba pękła i zaczęła się obsypywać. Było to jak sygnał dla bestii. Wyskoczyła z gradu odłamków szkła i bezszelestnie zaczęła przemierzać korytarz. Pokonywał odległość szybko wielkimi skokami. Teraz dopiero Marcin zobaczył kształt potwora. Był wielki, podobny do psa, ale całkowicie pozbawiony sierści. Skóra wyglądał jakby była tylko delikatną błoną trzymającą w całości mięśnie, których każdy ruch był dokładnie widoczny. Kiedy bestia była o jeden skok od ofiary, Marcin zasłonił twarz ręką? Poczuł mocne uderzenie i silny podmuch wiatru. Jednak zdołał się utrzymać na nogach. Chwilę trwało zanim zdecydował się otworzyć oczy. Kiedy to zrobił ujrzał znowu pusty korytarz? Odwrócił się, ale po potworze nie było ani śladu. Po plecach przeszedł mu zimy dreszcz. Był cały mokry i lepiący od potu. Dodatkowo szczypało go przecięte ramię. Znowu ruszył w kierunku swojego pokoju. Tym razem wolniej i uważniej. Wsłuchiwał się w każdy szmer. Idąc słyszał nasilający się hałas. Początkowo nie widział, co to jest. Jednak z każdym krokiem wydawał się on wyraźniejszy. Dźwięk odbijał się od ścian. Brzmiał jak głosy setek dzieci. Jedne coś opowiadały, inne płakały, kolejne śpiewały lub krzyczały. Setki zmieszanych głosów pośród ciszy. Jeden z głosów nawet rozpoznał. Był on najsilniejszy. Był to głos córeczki sąsiada jego rodziców. Dziecko miało pięć lat, kiedy zginęło w wypadku samochodowym. Było to w wakacje zanim Marcin rozpoczął studia. Wsłuchał się w słowa. - Już niedługo będziesz jednym z nas. Już niedługo przekroczysz granice. Już niedługo. Nie rozumiał tych słów, nawet nie starał się. Szedł szybkim krokiem przed siebie. Głos znajomej dziewczynki zlał się z innymi i wrócił do tworzenia hałasu. Dotarł do swoich drzwi. Poczuł ulgę. Wszystko ucichło. Słyszał jedynie szelest liści za oknem i gwizdanie wiatru. Otworzył drzwi do pokoju i nacisnął włącznik światła. Nie poskutkowało. Zobaczył jedynie coś żarzącego się na czerwono. Podniósł wzrok. Drogę zagrodziła mu jakaś mroczna postać. Stała bez ruchu. Marcin też nie drgnął. Wyczuł ręką szklaną butelkę znajdującą się za jego plecami. Spokojnie ją podniósł. Mocno ściskając za szyjkę uderzył w postać. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Postać padła z hukiem. Żar upadł na podłogę i potoczył się po niej. Marcin niewiele myśląc rzucił się na leżącą postać ściskając w ręku obtłuczoną butelkę. Wbił ją w pierś leżącej postaci. Opadając uderzył głową o kant stołu. Leżał teraz nieprzytomny obok swojej ofiary. Kilka centymetrów za jego głową żar niedopałka z papierosa zatrzymał się na stercie kartek. Po chwili kartki zaczęły się palić, od nich zajęły się meble. Ogień rozświetlił cały pokój. Na środku pomiędzy odłamkami szkła i talerza w kałuży krwi leżał nieprzytomny Marcin z głową na zwłokach swojego współlokatora Filipa. Ręka Marcina nadal była zaciśnięta na szyjce od butelki wystającej z piersi ofiary. Wokół nich tańczyły płomienie. Proszę o opinie i oceny. Bardzo dzięku