Starożytna moc - Prolog
- Zatrzymaj to – krzyknęła w jej kierunku Tośka wychodząc zza pojazdu. Podeszła do wystraszonej dziewczyny i potrzasnęła nią delikatnie – Uspokój się, słyszysz? Uspokój się!
Olka popatrzyła na nią wielkimi oczami, nie rozumiejąc co się dzieje ale zaczęła oddychać spokojnie i głęboko. Po chwili była już spokojna, a raczej dość spokojna, na tyle by nie trzęś się i zdołać ustać w miejscu.
- Nie dobrze. Cholera nie dobrze – sapnęła Tośka siadając na chodniku i opierając głowę o bok samochodu – Jest gorzej niż myślałam. Musimy tam być zaraz, już.
- Być gdzie? – zapytała dość uprzejmie jak na nią Olka.
- U mnie – warknęła w odpowiedzi rozdrażniona Tośka podnosząc się. W odpowiedzi na swoja reakcje poczuła jak coś wysmykuje się z jej ciała, była to spora ilość energii a zdesperowana Tośka nie wiedziała jak ją zatrzymać. W tej samej chwili stojący nieopodal kosz na śmieci staną w ogniu – Bomba. Po prostu bomba. Idziemy, a raczej biegniemy i bez dyskusji!
I ruszyła biegiem wzdłuż ulicy nie zwracając uwagi na gapiących się na nie przechodniów. Tym razem Olka ruszyła za nią bez jakich kol wiek zastrzeżeń, i potrzeby zachęty. Nie wiedziała co się dzieje i nie rozumiała tego ale wiedziała że musi pójść za Tośką. Nie była pewna co, ale coś jej mówiło że to ważne.