¦nie¿na mi³o¶æ
Akademia Dalton. Kurt u¶miechn±³ siê pod nosem, posy³aj±c smutne spojrzenie budynkowi. Nerwowo je¼dzi³ palcem po uchwycie walizki. Dwa tygodnie. Dwa d³ugie tygodnie bez tego przepe³nionego wspomnieniami miejsca, bez tych ¶cian w jego pokoju, obklejonych wycinkami z magazynów mody. Jednak nie to bola³o go najbardziej.
Blaine. Sze¶æ liter, na których d¼wiêk kolana mu siê ugina³y, a serce bi³o milion razy szybciej. W³a¶ciciel tego piêknego imienia sprawia³, ¿e Kurt nie potrafi³ my¶leæ pozytywnie o przerwie ¶wi±tecznej. Dwa tygodnie bez tego ciep³ego g³osu, troskliwie spogl±daj±cych na Kurta oczu i ramion, które zawsze by³y dla niego otwarte.
Nie wytrzyma. Nie wytrzyma tak d³ugiego czasu d³awi±c w sobie te wszystkie uczucia. Ju¿ dawno mia³ to zrobiæ. Wzi±³ g³êboki wdech i dr¿±c± rêk± siêgn±³ do kieszeni, aby wyj±c IPhone'a.
Do: Blaine
Proszê, wyjd¼ przed Akademiê, mam ci co¶ wa¿nego do powiedzenia.
Wys³ano.
Przymkn±³ oczy, ¶ciskaj±c kurczowo telefon. Musi szybko przypomnieæ sobie co przygotowa³ powiedzieæ Blaine'owi, gdy ju¿ nadejdzie TEN MOMENT.
Nagle poczu³ uderzenie. ¦nie¿ka trafi³a w jego plecy. Obróci³ siê szybko, aby do¶æ dosadnie powiedzieæ sprawcy co o nim s±dzi, gdy zauwa¿y³ GO.
Tak, to jego sze¶æ najukochañszych liter celowa³o w niego zbitym w kulki ¶niegiem. Szybko wsun±³ IPhone'a do kieszeni rzucaj±c siê po amunicjê.
- To jest wojna, z³ociutki - krzykn±³ Blaine, chowaj±c siê za pobliskim drzewem. - Wygrany naciera ¶niegiem bu¼kê przegranego!
Kurt wybuchn±³ z³owieszczym ¶miechem.
- Szykuj siê na przegran±!
Chwila. Nie po to teraz siê spotkali. Blaine mia³ us³yszeæ ile znaczy dla Kurta. Cholera. Trzeba to jako¶ rozegraæ. Pierwsza zasada bitew na ¶nie¿ki z Blaine'em. Nie zamy¶laj siê. Po nieca³ych piêciu sekundach Kurt le¿a³ na ziemi przygnieciony ciê¿arem swojego przeciwnika.
- Zanim ciê natrê... - rywal zacz±³ wymachiwaæ mu telefonem przed nosem. - Co mia³e¶ mi do powiedzenia?
Kurt zacisn±³ powieki. Teraz albo nigdy. Poczu³, ¿e jego policzki zmieniaj± barwê na czerwon±. Prze³kn±³ ciê¿ko ¶linê i postanowi³ wyrzuciæ z siebie wszystko.
- Blaine. Chcia³em... Chcia³em ci podziêkowaæ. Za wszystko. Za to, ¿e siê mn± zaopiekowa³e¶, za to, ¿e zawsze by³e¶ przy mnie, za to, ¿e wys³uchiwa³e¶ mnie, gdy musia³em wyrzuciæ z siebie jak bardzo do¶æ mam nêkania z powodu moje orientacji... Jeste¶ moim najlepszym przyjacielem, ale...
Blaine uniós³ brew i kiwn±³ g³ow±, aby Kurt kontynuowa³.
- ... ale od do¶æ d³ugiego czasu mi to nie starcza. Twoje spojrzenie, twój g³os, twoje wargi, twoje oczy, twój zapach... Doprowadza mnie do szaleñstwa. Przyjemne dreszcze przechodz± ca³e moje cia³o, gdy mnie dotykasz. Patrz±c na twoje usta nie chcê zrobiæ nic innego tylko... je poca³owaæ. Blaine, kocham ciê. Nie oczekujê, ¿e odwzajemnisz moje uczucie, b±d¼my dalej przyjació³mi. Ja... ja chcia³em tylko, ¿eby¶ wiedzia³.
S³owa. Nie oddawa³y w pe³ni uczuæ, które rozpycha³y jego klatkê piersiow±. Poczu³, ¿e pojedyñcze, ciep³e ³zy sp³ywaj± po jego policzku. Nie wyra¿a³y one smutku czy te¿ rozczarowania, lecz szczê¶cie. By³ szczê¶liwy, ¿e w koñcu powiedzia³ co naprawdê czuje.
- Kurt... - Blaine przejecha³ palcem po policzku ch³opaka, ocieraj±c ³zy. - Kurt ja... ja nie wiem co móg³bym teraz powiedzieæ. Powiem krótko i zwiê¼le: kocham ciê. Od naszego pierwszego spotkania nie mogê przestaæ my¶leæ o tobie. Jeste¶ moim... szczê¶ciem. Chcia³bym ciê mieæ przy sobie na zawsze. Chcia³bym móc ciê przytuliæ i uca³owaæ kiedykolwiek zachcê. Po prostu... Kocham ciê.
Kurt u¶miechn±³ siê najszerzej jak móg³. Ba³ siê, ¿e w ka¿dej chwili mo¿e siê obudziæ w swoim ³ó¿ku, sam, z przemoczon± od ³ez poduszk±.Poczu³ ciep³y oddech Blaine'a na swoich ustach. To dzia³o siê naprawdê. Ich wargi po³±czy³y siê w delikatnym, pe³nym mi³o¶ci i wra¿liwo¶ci poca³unku.