Skrzydła (Krótka bajka ku przestrodze...)
;rce i usadowił się na spróchniałym pniu. Przeżył szok, gdy zobaczył niskiego, krępego mężczyznę wpatrzonego w niego oniemiałymi oczyma. Gość był zarośnięty jak małpa, przypominał z wyglądu skarlałego tarzana, albo Robinsona Crusoe. Stał na drgających intensywnie nogach, by po chwili paść na kolana.
- Panie! Me modły zostały wysłuchane! Przysłałeś swego posłańca, by umocnił mnie w wierze i pomógł przezwyciężyć kryzys! – zaczął krzyczeć, wznosząc dłonie ku niebu.
Kazik widząc go, chciał wzbić się w powietrze i uciec. Koleś nie wyglądał na normalnego i pewnie nikt by mu nie uwierzył, gdyby zaczął opowiadać co widział. Ale mężczyzna przylgnął do nóg wymodlonego gościa i jął całować je z nabożną czcią
- Coś ty za jeden!? – wrzasnął zszokowany Kazik. Odczep się ode mnie!
Mini Tarzan przerwał oralne pieszczoty i wstał.
- Jak to kto? Jestem Jacek Habaś, były ksiądz… Mieszkam w leżącej nieopodal pustelni, mając nadzieję, że życie pustelnika przywróci mi wiarę.- powiedział spokojnie, jednak wyraz twarzy miał taki, jakby trafił szóstkę w totolotka. – A ty którym archaniołem jesteś? Michał ? Gabriel?
- Eeee… Kazik. – odpowiedział Kazek zgodnie z prawdą.
- Nie słyszałem o takim. – tym razem małpolud zrobił podejrzliwą minę.
Kazik przybrał poważny wyraz twarzy, jednak w głębi duszy miał niezły ubaw z tego stukniętego dziada.
- Bo nie dawno awansowałem w hierarchii. – rzekł pewnie. – I przybywam do ciebie, by na nowo zaszczepić w tobie chrześcijańskie wartości niewierny psie! Masz wino mszalne?
Jacek pokiwał głową.
- Więc prowadź!
To była ciężka noc. W pustelni alkohol lał się strumieniami. Kazik wykładał Habasiowi najróżniejsze fakty dotyczące tajemnic życia i stworzenia, w których było tyle prawdy, ile trunku w stosie opróżnionych przez pijących butelek. Gdy rankiem fałszywy anioł wstał, przeżył szok. Towarzysz jego pijackiej eskapady nie żył. Leżał cały siny, z ustami zapchanymi wymiocinami, które cienką strużką ściekały mu po policzku.
- Kurwa zajebana mać! – ryknął Kaziu.
Alkohol ciągle jeszcze szumiał mu w głowie. Podbiegł do trupa i zaczął tłuc pięściami w jego klatkę piersiową. Widział to w którymś z odcinków „Ostrego Dyżuru”. Efektu jednak nie było, po za tym, że szczęknęło kilka żeber, a mostek dziwnie wniknął w głąb ciała.
- Obudź się jebany skurwysynu! – łkał Kaziu. – Ja pierdolę! Zabiłem człowieka!
Poczuł się okropnie. Żołądek podchodził mu do gardła, a serce waliło jak oszalałe. Wbiegł na wzgórze, na którym wczoraj wylądował i chciał wzbić się w powietrze. Niestety, tym razem nie pofrunął. Przerażony, jął macać się dłonią po plecach.
- Zniknęły! – wrzasnął na całe gardło. – Kurwa, normalnie zniknęły.
Wrócił z powrotem do pustelni i spojrzał w niewielkie, należące do byłego klechy lusterko. Gdy zobaczył swoje odbicie, o mało nie zemdlał. Z czoła wyrastały mu dwa, sporej wielkości rogi.