są chwile kiedy nie chce się zyć..
Wysiadła z tramwaju. Odetchnęła z ulga. Minęła grupkę pijącej młodzieży, ach tak piątek. Tylko to jej przypominało ze jutro sobota. Wszystkie dni były takie same. Praca, dom .Praca.
Czasem wieczorem dzwonił Mariusz. Mówił wtedy że ma przyjechać. Ona nie myśląc długo wychodziła z łóżka ,ubierała się, wsiadała w auto i jechała do niego. Zawsze gdy wchodziła tak ładnie pachniało. Zawsze też grał stary gramofon. Wiele razy mówiła mu, że starych płyt się nie słucha i dobrze by było, gdyby zakupił odtwarzacz CD. On opowiadał tylko, że nie może bo o gramofon rodziców.
Miał do niego sentyment. Wychowywała go babcia gdyż jego rodzice zginęli jadąc na wakacje do Grecji. Było to dawno. W sumie, nie pamiętał ich.
Wchodząc nie pytała o nic. Wiedziała że jest w łóżku. Wypijała w kuchni przygotowaną herbatę i szła do Niego. Nie wie kiedy popadła w taką rutynę. Te noce dawały jej jakąś siłę. Wiedziała że tak źle, ale nie wiele o tym myślała. Upajała się ich smakiem.
Teraz gdy wysiadła z tramwaju, popatrzyła na to inaczej. Wszystko było robione przez nią bez namysłu.
Zawsze tak było, a ona nic nie zmieniała. Wysiadła i było jej zimno. zakryła się szczelniej płaszczem. Płaszczem koloru wiśni. Nagle ktoś złapał ją za rękę. Natychmiast się obróciła i ujrzała blada dziewczynę.
"rzeko, która niesiesz mnie...."powiedziała. Po czym wtopiła się w tłum. Właścicielka wiśniowego płaszcza, długo patrzyła za dziewczyna, ale nie umiała jej znaleźć. Pamiętała tylko jej blada cerę i duże zielone oczy. Wróciła do domu. Do pustego domu. Zrozumiała że nie tego chce. Zrozumiała że ta dziewczyna musiała jej aniołem, a rzeka to było jej życie. Nie to co obecnie prowadziła, ale to co musiała zacząć prowadzić, by nie utonąć w zwyczajności.
Mariusz zadzwonił i tym razem. Jej odpowiedź brzmiała "nie dziś". Zadzwonił w następny i następny dzień. Przestała odbierać. A on? On nawet nie wiedział gdzie ona mieszka ani gdzie pracuje. To był rytuał . Przychodziła ,piła kawę, szła do łazienki i przychodziła do niego do łóżka ubrana w codzienność i naturalność. Była niesamowita. Jednak zawsze szybko znikała. Tym razem nie przyszła jak i przez następny tydzień i miesiąc, rok..
"odchodzeniem. daleko nie zajdziesz."
To były ostanie słowa jakie nagrał jej na sekretarkę. Ona napisała o tym tytule tomik wierszy. On nie czytywał wierszy. Nie wiedział nawet ile nagród dostała za ten tomik.
Nie wróciła.
Mylił się. Zaszła dalej niż myślała.