Rozmowy przez sen 2.
Byłam na łące. Na łące pełnej kwiatów. Maki, stokrotki, tulipany i mnóstwo koniczyn. Najlepsze było to, że wszystkie były czterolistne! Nade mną ćwierkały wróble. Sikorki latały radośnie wokół wielkiego dębu. W oddali widać było potężne sylwetki dzikich mustangów. Biegły w stadzie, szalonym galopem. Słychać było tylko stukot kopyt i rżenie wolności. Dookoła rosły jabłonie, a w oddali były piękne wzgórza. Przede mną był staw. Mały staw z przejrzystą wodą. Gdzieniegdzie pływały tam lilie. Naokoło rosła pałka wodna. Żaby energicznie podskakiwały, próbując złapać coś na ząb. Słońce grzało jak opętane, rozświetlając ten raj na którym stałam.
- Co ja tu robię? Boże, to jest takie piękne...- mówiłam do siebie. Podeszłam wolnym krokiem do stawu. Uklękłam i wsadziłam rękę do wody. Czułam ją. Czułam wodę tak, jakby była prawdziwa. Spojrzałam w moje odbicie w wodzie. Zdrowe rumieńce przykryły moje policzki, a rudawe loczki, stały się o wiele bardziej czerwone. Wzięłam odrobinę wody w dłonie i obmyłam nią twarz. Było mi tak przyjemnie! Do tego nie miałam na sobie moich ubrań. Miałam na sobie lekką, przewiewną sukienką, sięgającą kolan. Była biała z uroczymi falbankami.
- A ta sukienka?- pomyślałam. Była całkiem ładna, lecz wyglądałaby lepiej na pięcioletniej dziewczynce. Wstałam z zielonej trawy i popędziłam ku mustangom. Serce biło mi coraz mocniej, a oddech łapałam coraz trudniej. Zatrzymałam się na wysokim wzgórzu, gdzie z góry mogłam zobaczyć stado, które pasło się właśnie, zajadając się jabłkami z jabłoni oraz świeżą trawą. Powoli zeszłam ze wzgórza. Mój wzrok przykuła kremowa klacz z białą grzywą i czarnymi, małymi oczkami jak guziki. Podeszłam do niej niepewnie. Koń popatrzył na mnie z ciekawością. Zawsze czytałam, że mustangi są dzikie i nie ufają nikomu, za to ta klacz podeszła do mnie i szturchnęła mnie przyjaźnie w ramię. Pieszczotliwie poklepałam ją po długim silnym barku.
- Dobry wybór, ta klacz jest jedną z najlepszych- powiedział głos za mną. Odwróciłam się przestraszona na pięcie. Przede mną stał chłopak o blond włosach z grzywka na ukos, z piwnymi oczami, pełnymi, jasnymi ustami i miłymi rysami twarzy. Przełknęłam ślinę nie umiejąc wydobyć z siebie żadnego mądrego słowa.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię- powiedział, uspokajając mnie. Jego głos brzmiał tak delikatnie, jak kojąca muzyka dla moich uszu.
- Skąd się tu wziąłeś? Skąd ja się tu wzięłam? Skąd to wszystko?- spytałam nie mogąc uwierzyć. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i podszedł do mnie bliżej.
- To kraina twoich snów. Kraina wyobraźni. Kraina w której wszystko się może zdarzyć- powiedział. Nie zrozumiałam dokładnie o co mu chodziło, ale wiedziałam, że mówi prawdę. Tak, to był raj i każdy to wiedział.
- Paweł- oznajmił i podał mi rękę.
- Lidka- odpowiedziałam. Speszyłam się trochę. On miał takie piękne imię, a ja? Lidka. Co to w ogóle za imię?
- Nie jest brzydkie, jest cudowne- powiedział. Podniosłam brwi i z wrażenia prawie upadłam na ziemię.
- Ty czytasz w moich myślach?!- wybuchnęłam. Paweł przytaknął i uśmiechnął się.
- Lecz tylko tutaj. W prawdziwym życiu nie- oznajmił. Gwizdnął głośno i z krzaków wyszedł czarny koń z niebieskimi oczami. Dostojnym krokiem podszedł do mnie i do Pawła.
- To jest Węgiel- oznajmił mi chłopak- Ty też nazwij swoją klacz- powiedział. Zastanowiłam się chwilę.
- Kremówka? Kremcia?- spytałam. Paweł uniósł kciuk do góry i wsiadł na swojego konia. Wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Przejedziesz się?- spytał. Zgodziłam się. Było dla mnie tylko trochę krępujące to, że czytał w moich myślach. Chciałam jednak być z nim. Właśnie teraz, właśnie tu, właśnie...
- LIDKA!!!- krzyknął ktoś. Wzdrygnęłam się. Mrugnęłam kilka razy oczami. Byłam w swoim pokoju
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora