Rozdział pierwszy
Rozdział pierwszy
1 luty
Właściwie nie pamiętam z jakim założeniem poszłam tamtego dnia do szkoły.
Nie liczyłam na to, że stanie się coś ciekawego. Zaczął się drugi semestr, było po feriach. Wolałam zostać w domu. Perspektywa siedzenia w szkole wcale się do mnie nie uśmiechała. Nie chodzi o to, że nie lubię się uczyć. Po prostu wtedy miałam tego dość. Chciałam jak najszybciej wakacje. Kiedy cie po raz pierwszy ujrzałam w nowym stylu, oniemiałam z wrażenia. Oniemiałam to chyba za mało. Uderzyło mną jakieś nieznane dotąd uczucie, jakby ktoś rzucił na mnie urok. Miałeś dłuższe, złote włosy, bardzo jasne. Nigdy wcześniej nie patrzyłam w twoje oczy, jednak tego dnia dokładnie im się przyjrzałam. Były niebieskie, ale to nie był zwykły błękit. Twoje oczy posiadały czar, nutkę grafitu.
Siedziałeś sam na parapecie, czytając książkę. Światło, które wówczas padało na ciebie z okna, było niczym niezmącone, takie czyste i jasne.
Wyglądałeś jak anioł.
Znałam cię wcześniej. Może 'znać' to za silne słowo, bo praktycznie nigdy z tobą nie rozmawiałam, tyle że widywałam cie na przerwach, nawet nie wiedziałam, jak masz na imię. Wówczas byłeś dla mnie jednym z 'Ziemniaków', zwykłym i nieciekawym uczniem z 3 klasy, a twoja osoba była mi tak obojętna, że gdybyś odszedł z naszej szkoły, nawet bym tego nie zauważyła.
Teraz siedziałeś ze wzrokiem wbitym w podłogę. Chyba cię to wszystko przerastało, że nagle ludzie zwracali na ciebie więcej uwagi. A okoliczności były rzeczywiście śmieszne. Chodziło tylko o twoje włosy, które zacząłeś prostować. Nic więcej. W środku byłeś tym samym chłopakiem, z którym wcześniej nie zamierzałam nawiązywać jakichkolwiek kontaktów. Ale muszę przyznać, że wyglądałeś świetnie.Loki odbierały ci powagi i dojrzałości.
Usiadłam na przeciwko ciebie.
Pamiętam jak się zarumieniłeś, gdy przyłapałeś mnie na tym, że się w ciebie wpatruję. Ja również poczułam, ze policzki zaczynały mi płonąć. Uśmiechnęłam się, ale ty tylko uciekłeś wzrokiem w bok. Czy aż tak bardzo cie wówczas onieśmielałam ? Był taki delikatny.
Zastanawiam się, ile musiałeś zebrać w sobie siły by to zrobić. Wiem, że nie było ci łatwo.
Kiedy zadzwonił dzwonek, muszę przyznać, że niechętnie pod swoją klasę. Do ciebie przysiedli się koledzy, zaczęli z czegoś żartować, ale ty nawet ich nie słuchałeś. Wydawać by się mogło, że jesteś w swoim pięknym świecie, na którym skupiłeś całą swoją uwagę. Podobało mi się to... Twoje bycie poza wszystkim.
Na lekcji tym razem mnie nie było. Kompletnie nie uważałam, ciągle tylko myślałam o tobie i twoim uśmiechu. Czy w ogóle mogła spodobać ci się taka zwykła dziewczyna jak ja ? Zastanawiałam się jeszcze nad jedną kwestią. Mianowicie jak to możliwe, że to ty zacząłeś mi się podobać ? Po roku zwykłego mijania się korytarzu.