Rozdział I
ność, że nie uda jej się zasnąć i, że otrzyma sposobność do chwili wytchnienia. Nie mogła mieć takiej gwarancji, doskonale wiedziała, że było to niemożliwe. Tylko czy ona chciała tak wiele? Tak bardzo pragnęła zapomnieć. Zaraz, a właściwie ile to już czasu minęło? Zastanowiła się przez chwile. Osiem lat. Osiem długich lat... Od tego czasu jej życie przypominało koszmar a ona musiała go znosić, ponieważ los nie pozostawił jej innego wyboru. Powstrzymywane łzy trysnęły jej z oczu ze zdwojoną siłą. W przeszłości nie płakała aż tyle, to od ośmiu lat nie była w stanie powstrzymać łez. Tyle razy musiała zmierzyć się z przeróżnymi niedogodnościami, dostawała od życia po twarzy, każdy dzień był dla niej trudniejszym od poprzedniego. Kiedyś myślała, że było jej ciężko. Jednakże, dopiero gdy jej rzeczywistość uległa tak gwałtownej zmianie, pojęła, jak mocno się pomyliła. Dopiero wtedy zrozumiała, jak bardzo ludzkie życie potrafiło być przewrotne. Z całych sił nienawidziła tego co ją kiedyś spotkało, nienawidziła siebie a przede wszystkim ludzi którzy ją skrzywdzili. Po prostu nienawidziła wszystkiego. Nie znosiła swojego życia. Wiele razy myślała, że wołałaby umrzeć niż wieść ten swój marny żywot, który i tak był usłany pasmem niepowodzeń. Dziewczyna ze złością uderzyła zaciśnięta pięścią w stos zgrabnie poukładanych cegieł, leżący obok niej. Wszystkie się rozsypały i dopiero ból obitej dłoni przypomniał jej o tym, gdzie się znajdywała i co robiła. Spojrzała na rękę. Była mała, słaba, pokryta kilkunastoma grubymi bliznami a teraz jeszcze zaczerwieniona i stłuczona. Strumyk krwi, oplatający nadgarstek niczym czerwona wstęga, uwydatniał całą ironię jej żałosnego położenia. Syknęła cicho i odetchnęła głęboko kilka razy. Łzy ponownie napłynęły jej do oczu. Płakała. Nie mogła się opanować ponieważ czuła się okropnie samotna, odrzucona i ignorowana przez swoje otoczenie. Uważała, że świat wokół niej był okrutny, niesprawiedliwy i bezlitosny. Na własnej skórze doskonale poznała wszystkie jego aspekty.
Oparła głowę o kolana i oplotła je ramionami. Nie miała pojęcia ile jeszcze czasu tak siedziała. Rozbolał ją kark i zesztywniały plecy. Dopiero po jakimś czasie uniosła mokrą od łez twarz i powtórnie spojrzała na tętniące życiem miasto. Dziewczyna ze smutkiem spoglądała w dół, czując pustkę rozdzierającą jej duszę od środka. Wstając powoli z dachu zbierała w sobie wszystkie siły, by zdołać wrócić do domu, którego nienawidziła. Wiedziała, że prędzej czy później i tak będzie musiała powrócić do swojego mieszkania. Potarła zaczerwienione oczy, które wciąż piekły ją od łez, złośliwie spływających po jej policzkach. I chociaż może już nie z taką intensywnością jak przed chwilą, to jednemu nie mogła zaprzeczyć - wciąż płakała. Musiała już iść do domu. Nie miała do czego wracać, było zupełnie jasno a noc zniknęła. Tak bardzo nie chciała stąd odchodzić. Mogłaby zrobić wszystko, cokolwiek, byleby tylko tego nie robić. Niestety, doskonale zdawała sobie sprawę, z tego, że nikt nie mógł wykonać za nią owego zadania. Może przy odrobinie szczęścia będzie spala chociaż kilka godzin zanim zostanie przymusowo zbudzona przez swój koszmar. Na jego brak, niestety, nie mogła liczyć – skoro sen ani razu nie opuścił jej przez osiem lat, nie mogła mieć nadziei, że choć raz będzie inaczej.