Rozdział I mojej nowej książki
Nad Rzymem zapadła noc. Powoli pustoszeją wszystkie kawiarnie i restauracje. Roman, profesor teorii muzyki wyraźnie na kogoś oczekuje. Na stole leży brązowa aktówka. Mężczyzna sączy powoli ciepłe latté. Obok teczki znajduje się gazeta, którą profesor czytał już kilka razy. Chłodny, zimowy wiaterek porusza siwe włosy Romana. Denerwuje się. Chce jak najszybciej pozbyć się aktówki. Nagle do stolika oddalonego od wejścia do kawiarni, podchodzi mężczyzna w czarnym płaszczu. Zamawia małe, czarne espresso. Następnie powoli wyciąga z kieszeni ubrania czarny, połyskujący w świetle księżyca pistolet. Strzał pada niemal natychmiast, w klatkę piersiową. Morderca zabiera teczkę i ucieka. Najpierw powoli, żeby nikt się nie domyślił motywu jego przestępstwa, a tuż za ostrym zakrętem, puścił się biegiem. Wydaje się, że jest pewny swoich działań, ale przy tej pewności pojawia się strach. Wie, że to, czego strzeże ta wielkością mała aktówka, jest tym czego szukają liczne pokolenia, naukowcy próbują od lat odgadnąć tę zagadkę, a jej rozwiązanie, mogłoby całkowicie odmienić patrzenie na współczesny świat…
Zaczyna padać śnieg. W końcu jest grudzień. Zegar pobliskiego kościoła, przy którym właśnie znajduje się bandzior, właśnie wybił północ. Czyż to nie magiczna godzina? Most między dniem poprzednim, a teraźniejszym. Od tej północy, od tego dnia, świat zmieni się radykalnie. A szczególnie dla pewnego agenta rzymskiego wywiadu, który teraz spokojnie sobie śpi w swoim domu, przy via Giulia, tuż obok Tybru, który jak zwykle, melancholijnie płynie pomiędzy tą zasypiającą metropolią.