Rozdział I, cz. II
Pociągnęła nosem i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Wiedziała, że już nie zaśnie. Nigdy nie spała po koszmarze. Nie mogła i nie chciała. Wszystkie wspomnienia pozostawały w jej głowie zbyt żywe, by była w stanie znowu spokojnie ułożyć się do snu. A czy miała jakąś gwarancję, że jej wyimaginowany demon nie powróci po raz kolejny, aby nawiedzić ją raz jeszcze? Ponownie przetarła oczy i wstała z łóżka. Wciąż czuła się tak, jakby była na miejscu dziewczyny z koszmaru. A przecież obie były całkowicie różne; tamta umarła wraz ze swoją nadzieją, ona żyła dalej, w ogóle jej nie posiadając. Sypialnia jej starego mieszkania wydała się bardzo mała. Choć za oknem było już zupełnie jasno w pokoju panował mrok. Diana zawsze zasłaniała zasłony tak, aby po jej przebudzeniu wewnątrz wciąż było ciemno. Ani krztyna słońca nie była wstanie przedrzeć się przez gduby materiał brudnej firany. Nie lubiła światła bo przypominało jej ono o długim dniu, który musiała spędzić. Natomiast przywykła do nocy i to dla niej żyła. Uwielbiała ją, była jej bezwarunkową częścią. Skrywała się w jej ciemnościach czując, że jedynie wtedy pozostawała choć częściowo bezpieczna. Było to kolejne kłamstwo, które dawało jej wytrwałość. Chroniła ją od rzeczywistości, ponieważ wtedy nie musiała myśleć o realiach. Zazwyczaj nie miała na to dość czasu. Niejednokrotnie odnosiła wrażenie, że ciemność kryła ją w sobie, pozwalając na ucieczkę od wewnętrznych zmagań. Z ulgą przemierzała mrok integrując się z nim. Chyba nawet ona sama nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, jak bardzo chciała móc poczuć się wreszcie wolną, zwyczajnie odetchnąć. Ostatni raz obrzuciła ponury pokój spojrzeniem, przyjrzała się starej farbie odpryskującej ze ścian, obskurnym meblom i zamknęła powieki. Diana przeczesała ręką włosy i udała się do łazienki, by wziąć długi, zimny prysznic. Nie była brzydką kobietą - wręcz przeciwnie. Miała proste, czarne włosy sięgające niemalże do pasa, była szczupła i zgrabna. Może i stosunkowo za niska, ale to po matce odziedziczyła drobną posturę ciała. Miała jej rysy twarzy, te same zgrabne, delikatne kości policzkowe, niebieskie bystre oczy, wydatne usta i wąski nos. Była ładna, lecz na jej obliczu zawsze gościło to samo uczucie - smutek. Dlatego była samotna. Jednakże separowała się od innych z wyboru. Nie chciała dopuszczać do siebie ludzi, nie miała zamiaru nikogo poznawać, ani poświęcać czasu na zbędne znajomości. Nauczyła się żyć w świecie, w którym funkcjonowała w pojedynkę, była samowystarczalna. Z czasem tak mocno do tego przywykła, że nie mogła wyobrazić sobie innego życia niż te, które znała. Stworzyła wokół siebie gruby mur, za którym ukrywała się zawsze, gdy tego potrzebowała. Nie chciała nikogo do siebie dopuścić. Żyła w świecie, którego była projektantem - świecie za swoim ukochanym murem. Bała się wyjść poza jego obręb, gdyż po latach takiego życia wszystko co ją otaczało traktowała jak coś oczywistego. Była zbyt zamknięta w sobie. Jako osoba inteligentna, zdawała sobie sprawę, że w jej postępowaniu nie było niczego dobrego. Pomimo to nie pragnęła od życia niczego innego, niż tego, by ono wreszcie dało jej spokój. Już i tak wiele się w nim wycierpiała…