Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 35

Autor: Pilar
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

            - Wówczas nie miałam tego, co mam teraz. Nie czułam się bezpieczna. O czym tu mówić? Spędziłam tyle lat z kimś, kto nie był nawet w jednej czwartej mnie godny. Teraz to widzę.

            - A ja, jestem? – spytał, biorąc ją za rękę.

            - Jesteś.

Dalsze słowa nie były potrzebne. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie i zaczął powoli całować. Czuła, bijącą od niego miłość. Drżenie jego dłoni potwierdzało, jak bardzo poruszył się jej wyznaniem. Z nieukrywaną radością zaplotła dłonie na muskularnym karku ukochanego i odwzajemniała każdą pieszczotę. Uwielbiała każdy kawałek ciała swojego mężczyzny. Przy nim zatracała się totalnie. Świat stawał w miejscu. Była gotowa wszystko przetrwać, byle z nim. Powoli uścisk rozluźnił się.  

            - Wiesz, że najchętniej nie przerywałbym, ale teraz potrzebujesz snu i odpoczynku. Połóż się i postaraj zasnąć, a ja zejdę na dół posprzątać.

Przez chwilę słyszała krzątanie się po kuchni. Po upływie kilku minut zupełnie odpłynęła. Pozwoliła swojemu organizmowi odpocząć. Odcięła się zupełnie od wszystkiego. Jej myśli, jak za sprawą magicznej różdżki.

 

***

 

Kuchnia wyglądała, jak pobojowisko. Stłuczone szkło było dosłownie wszędzie. Lodówka nosiła spore ślady krwi. Jedna z szafek była nieco opuszczona na zawiasach. Stół stojący nieopodal wejścia nadawał się jedynie do wymiany. Na domiar złego na podłodze leżała butelka wódki – cała. Grube szkło stawiło opór upadkowi z blatu. Paradoksalnie w ferworze walki obu mężczyzn butelka z procentową trucizną przetrwała. Ostrożnie zmiotką posprzątał okruchy szkła, po czym zajął się resztą. W szopie znalazł narzędzia. Wyszperał z nich śrubokręt i zabrał się za naprawę drzwiczek kuchennych. Lubił takie prace. Wiedział wtedy, że czegoś się nauczył w dzieciństwie, ciągle naśladując dziadka. To był dla niego autorytet. Większość życia spędził w fabryce czekolady. Drugą zaś w szopie, majsterkując i ciągle coś naprawiając. Maks natomiast podkradał się i godzinami wpatrywał, jak jego staruszek wkręca kolejno śrubkę za śrubką. Wówczas chciał zatrzymać czas choć na chwilę. Pragnął by nigdy nie zabrakło jego kochanego dziadzia. Niestety to było niemożliwe. Wraz z odmierzaniem przez zegar kolejnych sekund życie toczyło się do przodu. Przyszła choroba. Mężczyzna podupadł na zdrowiu. Miesiącami leżał w szpitalu. Maks nie mógł wówczas zrozumieć, czemu jego dziadek nie może wrócić do domu. Noce spędzał na pisaniu listów do świętego mikołaja z jedną prośbą – o uleczenie dziadzia. Stało się jednak inaczej. Tadeusz wyszedł ze szpitala na święta Bożego Narodzenia. Razem zjedli kolację wigilijną, podzielili się opłatkiem. Do dzisiaj pamiętał jego życzenia: „Życzę ci, abyś kupił sobie upragniony komputer i żył szczęśliwie. Załóż rodzinę i bądź szczęśliwy.” On wówczas miał jedynie dziewięć lat. Nie był w stanie zrozumieć drugiej części życzeń staruszka. Dopiero następnego dnia, kiedy babcia przybiegła do nich zapłakana pojął wszystko. To było pożegnanie. Dziadek w tych słowach dał mu przesłanie i radę na przyszłość. Czuł, że odchodzi. Pamiętał, iż kiedy wypowiadał te słowa wyszedł na moment. Musiał zapewne wziąć porcję leków. Jego serce odchodziło. Bicie stawało się coraz wolniejsze, aż w nocy stanęło. Mężczyzna podjął jeszcze walkę. Wstał, powiedział babci, że musi wziąć leki. Niestety było za późno. Kiedy położył się ponownie, zasnął już na wieki. Następnego dnia babcia przybiegła do ich domu cała zalana łzami. Pamiętał to, jak dziś. Tego roku zima była lekka. Nawet nie było śniegu. Babcia zerwała ich o siódmej rano. Przybiegła w samej koszuli nocnej. Jej szczupłą twarz pokrywał potok przezroczystej cieczy. Mama chłopca właśnie przygotowywała śniadanie. Nóż gładko wchodził w kolejne porcje pieczonego mięsa, kiedy padły słowa: „Tadek nie żyje. On nie żyje!” W jednej chwili metalowe ostrze wylądowało na podłodze. Maks zesztywniał. Wiedział już czym jest śmierć. Tego dnia nie wypowiedział już żadnego słowa. Patrzył tylko przez ono, jak po kolei podjeżdża samochód z lekarzem, który stwierdził rozległy zawał serca, a następnie widział auto zakładu pogrzebowego. Pogrzeb odbył się bardzo szybko bo już drugiego dnia świąt. Pamiętał, jak z samego rana wstał i wymknął się do domu dziadków. Wiedział, że nie zamykali drzwi na klucz. Ostrożnie otworzył drzwi i zakradł się do pomieszczenia, gdzie znajdowała się trumna z ciałem dziadzia. Bał się podejść. Dziwne uczucie ogarnęło młody organizm. Po chwili jednak podszedł do trumny. Zobaczył staruszka. Wyglądał, jakby spał. Uśmiechnięty, jak zawsze. Kiedyś wspomniał, że tak właśnie będzie wyglądał, kiedy umrze. I tak rzeczywiście było. Nie pamiętał już, jak długo stał przy trumnie. Nie mógł wydusić z siebie słowa. Chciał się pomodlić, ale zapomniał słów wszystkich modlitw.  Końcu zaczął w myślach mówić do Boga. Mówił zwykłymi słowami. Błagał o łaski dla zmarłego. Powoli zaczął czuć łzy spływające po policzku. Dotarło do niego, że już nigdy nie zobaczy swojego dziadka. Nie będzie mógł obserwować, jak majsterkuje w szopie. Za kilka godzin spocznie kilka metrów pod ziemią, przywalony zimną ziemią. Wspomnienia wydawały się tak świeże. Wystarczyło zabrać się za naprawę, by powrócić w dziecięce czasy. Teraz także samotna łza spłynęła po jego licu.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
Pilar
Użytkownik - Pilar

O sobie samym: Jestem kim jestem, nie zmienię się, nie chcę, choć już rozumiem dziś coraz więcej, uczę się żyć tak, by dać sobie szczęście, by widząc całe zło tu czuć się bezpiecznie.... Potrafię mieć słabość do ludzi, którzy mnie prawdziwą poznali, pokazali siebie, przy sobie zatrzymali. Potrafię zmienić zwykły czas w tą jedną chwilę, zatrzymać ją, zapomnieć o wszystkim na chwilę. Potrafię wybaczyć, ale nie zapominam...
Ostatnio widziany: 2017-05-21 19:51:23