Que debemos pasar tiempo juntos. Tom II. Rozdział 1 (Prolog)
Siedziała w swoim aucie, jadąc ku nowej przyszłości. W tle leciała, znajoma jej melodia. Po raz kolejny cicho nuciła jej słowa. Chest to chest… Poczuła ciepło w okolicy swojego policzka. Czy pamiętała? Tak niedawno go dotykał. Nose to nose… Każdy jego dotyk i gest był dla niej wszystkim… We were always just that close… Wydawałoby się, że nic ich nie rozdzieli. Niby dlaczego tak miałoby się stać? Przecież zawsze byli tak blisko… Lips that felt just like the inside of a rose… Wciąż pamięta jego smak, zapach, dotyk. Niczym zapach róż władał jej zmysłami. A ciało drży na samą myśl o nim… It feels like more than distance between us… Więc, dlaczego tak się stało? Dlaczego się oddalili? Czym zawiniła? Była dla niego zabawką?
Eye to eye… To spojrzenie. Zniewalało ją za każdym razem, gdy w nie patrzyła. To on nadawał sens jej życiu. A jego jedno spojrzenie wywyższało dziewczynę na wyżyny. You were sleeping next to me… Jeszcze wczoraj czuła ciepło pościeli i jego męski zapach na niej… Dziś nie ma już nic. Gwałtownym ruchem wyłącza radio i zjeżdża na pobocze. Fala łez, jaka ją zalała uniemożliwia dalszą jazdę. Słyszy tylko, co jakiś czas klaksony innych samochodów. Nie zwraca na to uwagi. Kto inny jest teraz w jej głowie. Te słowa dźwięczą jej niczym dzwon. „Żegnam” - usłyszała tamtej nocy od niego. Nic więcej. Wykorzystując zmieniające się światła na drodze wysiadł z auta i zakończył ich związek. Czy teraz jest szczęśliwszy? Czy może to był szok po wypadku, jaki miał wcześniej? Tyle słów zostało nie wypowiedzianych. Tyle spraw zaniedbanych. Jak to możliwe, że to, co uważała za trwałe i pewne rozsypało się jak zamek z piasku. Czy to było złudzenie?
Kolejny klakson i pisk opon sprowadził dziewczynę na ziemię. Ponownie zapięła pasy i ruszyła w drogę. Jeszcze dwie godziny i będzie na miejscu. Znowu zobaczy znajome strony. Swój ukochany strumyk i znajomą zieloną polanę. Dalej jak zwykle będzie rósł piękny stary brzozowy las. Następnie zobaczy znajomą leśniczówkę. Kocha ten dom. Tu się wychowała. Poznała świat i miłość. Widziała, jak jej rodzice się kochają i wspierają. Dziadek Gabriel z pewnością będzie siedział na werandzie, czytając jakąś książkę. Zawsze, kiedy tam wraca dużo maluje. To miejsce ją nastraja. Jednak czy teraz będzie w stanie żyć normalnie? Czy tam odnajdzie spokój i ukojenie? Mama na pewno będzie dociekać, co się stało. Kiedy przypomina sobie historię ich miłości aż się jej łza w oku kręci. Najpierw morderstwo dziadków przez szaleńczo zakochanego mężczyznę, a potem śpiączka taty. Podobno była iskierką nadziei w chwili załamania mamy. Była cudem, który teraz tak bardzo cierpi.
Jeszcze jeden zakręt i już widzi drogę prowadzącą do leśniczówki. Z daleka dostrzega szyld informujący o wjeździe na teren Walerii i Kacpra Sadowskich. Mimowolnie uśmiecha się. Wspomnienie wróciły. Takiego szczęścia chciała. Wzór, jaki wyniosła z domu stał się dla niej niemożliwy.
Psy zaczęły głośno szczekać, powiadamiając jednocześnie domowników o przyjeździe gościa. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Najpierw na zewnątrz wybiegł tata. Następnie zobaczyła Kajtka, swojego młodszego o rok brata. Nic się nie zmienił. Cały tata. Włosy ciemnego brązu okalały jego szczupłą twarz. Zielone oczy błyszczały, jak zwykle, gdy się cieszył. Obaj mężczyźni porwali ją po kolei w swoje ramiona.
- Ja też chcę się przywitać z Inką! - krzyknęła piskliwie jej piętnastoletnia siostrzyczka Basia. Typowa nastolatka. Ubrana, jak na jej wiek modnie. Włosy zadbane, uczesane w koński ogon. Uśmiechnęła się, ukazując swój przepiękny uśmiech i przytuliła się do najstarszej siostry.