Przypowieść o wędrownym Ryszardzie
Część pierwsza... Motyw pielgrzyma, wędrowcy towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Ludzie przemierzali wiele tysięcy kilometrów w poszukiwaniu lepszego życia, a co za tym idzie – szczęścia. Przykładem takiego dobrego pątnika naszych czasów może być niestrudzony Wędrowny Ryszard ze Schweidnitz, który niczym ptak wyfrunął z gniazda by trafić do ciepłych krajów. Co prawda trochę zboczył z kursu i trafił do Szwecji – może to była misja ogrzania zimnej Skandynawii? Początki na obcej ziemi bywają trudne, ale nigdy nie do przeżycia. Dlatego nasz dzielny Ryszard każdego dnia odważnie parł do przodu. Po 25 latach znów poszedł do szkoły i jako przykładny uczeń przyucza się tego trudnego języka, jakim jest szwedzki – wie, że nauka jest kluczem do sukcesu. Jednocześnie zawiera znajomości z ludźmi z całego świata i świeci im przykładem, bo nasz Wędrowny Ryszard to niezły bystrzak. W tym samym czasie uczy się i pracuje w warsztacie,w którym robi za Złotą Rączkę. Swoją pracowitością, lojalnością i oddaniem zaskarbił sobie zaufanie szefa, dzięki temu czasami przysługują mu różne przywileje. Jak na dobrego pracownika przystało, szef nie szczędzi mu podwyżek. W końcu, ktoś docenił jego talent i zapał do pracy. Ale nie samą pracą człowiek żyje. A że Wędrowny Ryszard lubi festować, to wie każde małe dziecko w tej krainie. Na jednym z takich festów poznał piękną, białogłową – Beatę. Od razu nawiązali dobry kontakt – jakby się znali od zawsze. Na szczęście nie musiał uwalniać jej z zamkniętej wieży i wdrapywać się po warkoczu, bo księżniczka, choć jest to, warkocza jak nie było, tak nie ma. Czasy się zmieniają i historyje również, dlatego w tej bajce Beatę uwolniły zapewne koguty, na których można jeździć. Na szczęście dane było Wędrownemu Ryszardowi skosztować tego boskiego daru i wieża nie była przeszkodą. A może w tej bajce w ogóle nie było wieży? Może tylko piramida szczęścia? Obecnie prowadzony jest program wdrażania naszego dzielnego, aczkolwiek nieco zagubionego pątnika w arkana nowoczesności, która jest nieodzownym elementem tamtego świata. No w każdym bądź razie rodzina powiększyła się o jeszcze jednego, małego chochlika imieniem Kacper. Dobry z niego duszek do rozrabiania i marudzenia. Humory ma jak każdy – zależnie od tego jak wiatr zawieje. Szybko zaprzyjaźnił się z Wędrownym Ryszardem, jest jak przylepka. Lubią się razem bawić i wygłupiać. Nasz kochany chochlik z manią kolekcjonera zbiera zabawki i rzeczy, które dzieci zwykle uznają za przydatne i fajne, choć tak naprawdę to tylko śmietki. To właśnie uroki dzieciństwa, a przekleństwo rodziców. Jest jeszcze jedna bardzo ważna osóbka na tym świecie, do której Wędrowny Ryszard zmierza za każdym razem z niezwykłym utęsknieniem – to jego pierwsza księżniczka. Wiadomo, że rozstania są bolesne, ale są potrzebne by cieszyć się z powrotów. Kiedy ta czeka niczym wierny piesek – przyjaciel Wędrowny Ryszard pokonuje setki kilometrów by znów cieszyć się ze swojego, bądź co bądź, krasnala (trochę wyrośnięty, ale zawsze krasnal). W torbie jak niezmiennie masa prezentów, w końcu czymś trzeba dziecko przekupić, a później wysłuchiwanie wszystkich zaległych opowieści... Ufff.... aż uczy bolą. Ale jak się chciało wędrować to teraz trzeba cierpieć... ... ciąg dalszy nastąpi... Cześć druga... Ale jak każdy pielgrzym, Ty również, Wędrowny Ryszardzie dotarłeś do wyznaczonego przez siebie celu. Pewnie była to podróż okupiona wielkim zmęczeniem, ale również satysfakcją, że serce przywiodło cię do wrót twojej twierdzy. Możesz być z siebie dumny, bo mimo braku kompasu trafiłeś, niczym ten ptak lecący do ciepłych krajów. One, co prawda mają „kompas” w dziobie, ale nie wdawajmy się w szczegóły. Ważne, że jesteś. Także Witaj strudzony wędrowcze na ojczystej ziemi... Tu Ci jadło dadzą, humorem rozbawią i miłością obdarzą... A wszystko to wliczone w cenę pobytu! ... ciąg dalszy z pewnością nastąpi..