Pożarci przez ekran
Skąd się biorą mentalne torsje po wielogodzinnym oglądaniu telewizji? Z nudy, rozleniwienia i wyrzutów sumienia. Skąd to wszystko? Otóż stąd, że zostaliśmy do granic wytrzymałości rozpieszczeni. Uwięzieni w ekranie. Uzależnieni od niego. Z podanym na tacy całym światem. Pozbawieni dystansu, zdrowego rozsądku i wolnej woli. Ze złudną nadzieją, że to my trzymamy ster, to my wybieramy i to dla nas te medialne fajerwerki. I w tym cała tajemnica, żebyśmy nigdy nie otworzyli oczu.
Dawno temu, kiedy potrafiliśmy mówić do rzeczy i raczyliśmy się poczuciem sensu patrzyliśmy sobie w twarz. Dawno temu, kiedy telewizor był rarytasem jak dzisiaj tygrysie krewetki, patrzyliśmy na ekran. I wszystko było w porządku. Dzisiaj, kiedy telewizor mamy w komórce, a twarze wykonujemy z papieru i wieszamy na ulicach, patrzymy w ekran i na twarz. Jesteśmy tam, w środku telewizyjnej symulacji i jesteśmy zupełnie spokojni.
Ekran zsyła na nas objawienie. Pozwala na wszystko. Spełnia kaprysy. Możemy wybrać sobie optymalny wariant świata, dekoracji, nastroju. I nie wymaga się od nas wysiłku. Ekran pokazuje nam twarze, które nie różnią się od siebie niczym szczególnym. Twarze reklam, twarze upudrowanych dziennikarzy, twarze z ulicy, na które pada odpowiednie światło. Nasze twarze. Twarze sławy i twarze śmierci. Ale wzrusza nas tylko Cartoon Network.
Twarze stały się puste i jednoznaczne. Straciły swoją indywidualność. Patrzenie w ekran i na twarz różni się tylko tym, że ekran jest ciekawszy. I generuje prawdziwszą prawdę. Piękniejsze piękno. Rozkoszniejszą rozkosz. Stajemy się tym, co oglądamy. Jesteśmy lepsi od siebie samych. Budujemy swój nowszy, atrakcyjniejszy wizerunek po to, by w porannych wiadomościach usłyszeć, że jesteśmy już passe.
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora