Podsumowanie - Nowy początek czy koniec... ?
Okres przedświąteczny i Sylwestrowy powinien być czasem wypełnionym radością, szczęściem oraz ciepłem rodzinnym, jednak mnie skłania głównie do refleksji. Wprowadza w nastrój spokoju, ciszy, samotności i melancholii. Koniec roku jest swoistym bilansem porażek oraz wzlotów. To chwila, kiedy zwalniam, zatrzymuję się i zastanawiam nad popełnionymi błędami, zerwanymi więziami, spalonymi mostami, niespełnionymi miłostkami, niezrealizowanymi planami, celami oraz marzeniami… Zadaję sobie wiele pytań, na które tak naprawdę nigdy nie poznam jednej, właściwej, trafnej odpowiedzi. Skrupulatnie analizuję z kim powinnam dalej się przyjaźnić, od kogo warto wciąż odbierać telefon, jakimi ludźmi się otaczać, a wreszcie komu zaufać? Biję się z myślami, gdzie ulokować swoje uczucia. W pasji, pracy czy może miłości? Jaką ścieżką podążyć , aby osiągnąć spokój ducha? Co uczynić, by wreszcie pogodzić się sama z sobą i nie nazywać siebie niewystarczająco dobrą. Czym się kierować dokonując kluczowych wyborów? Odwieczna, nierozstrzygnięta potyczka serca z rozumem. To równanie ma w sobie tak wiele niewiadomych… Ach, życie kocham Cię i nienawidzę.
Rok 2017 nie był łaskawy. Obfitował w ogrom cierpienia, bólu oraz rozpaczy. Bywały dni, gdy miałam już tak serdecznie wszystkiego dość, że nawet nie znajdowałam sił, żeby podnieść się z łóżka. Brak sensu i celu, całkowite poddanie się marazmowi oraz absolutne utracenie wiary na poprawę zaistniałego stanu rzeczy, upadek mający być tym ostatnim, sukcesywnie popychało do złamania własnej róży życia. I nagle zupełnie niespodziewanie pojawiał się na mojej drodze Czarodziej, któremu udawało się wyrwać mnie ze szponów obłędu. Postaci się zmieniały, lecz mianownik pozostawał niezmienny – krótkotrwałe, kruche przymierze. Nie powinnam narzekać, ponieważ w kryzysowych sytuacjach nie byłam sama, ale kiedy razem stawialiśmy czoła przeciwnościom losu, przegrywaliśmy z palącą samotnością, która następowała tuż po. Rozstania były różne jedne należały do wybuchowych i gniewnych, inne spokojne za porozumieniem stron. Tak naprawdę nie istotne, jakie były, a co za sobą pozostawiały. Wspomnienia, delikatne zadraśnięcia, rozognione rany, głębokie blizny, rozczarowanie. Każdy z tych epizodów odcisnął na moim ciele niezbywalne piętno zawodu, rozgoryczenia oraz tęsknoty. Czekam na bacznego obserwatora, który będzie potrafił nie tylko odczytać tę mapę smutku, ale również zechce ją poznać oraz zrozumieć raz na zawsze przepędzając bezwzględne demony.
Na bezkresnym morzu przykrości czasami na horyzoncie pojawiały się malutkie wysepki zadowolenia. Robiły psikusy materializując się wedle uznania, znikając bez uprzedzenia, chowając z innymi, żonglując swoimi nazwami i nieustannie zmieniając położenie. Do niektórych udawało mi się dopłynąć, wielu musiałam pozwolić odejść, czasami byłam zmuszona wybierać, nieliczne łatwo zdobyłam i równie szybko straciłam. Dumnie wypinając pierś prezentuje światu swoje trofea : kariera, którą zdobyłam z tak wielkim trudem oraz wysiłkiem, samorealizacja stanowiąca filar mojego jestestwa, akceptacja swoich wad, zalet i ograniczeń, odzyskanie dawno utraconego szacunku do własnej osoby, odnalezienie na dnie zszarganych resztek godności, osiągnięcie idealnie harmonijnego spokoju ducha, ale nie wszystko miało tak wspaniałe zakończenie, ponieważ rozwiały się moje marzenia, by wyciągnąć rękę i doścignąć marzenia. Przekroczyłam cienką granicę szeroko rozumianej moralności. Pogodziłam się z barierami, jakie roztacza nade mną moje ciało oraz nieprzewidywalna płomienna miłość krucha i ulotna niczym piórko na wietrze.
Popełniłam całe tsunami błędów, przestałam liczyć, jak wiele razy się potknęłam i upadłam, lecz zawsze udawało mi się podnieść. Nie wiem czy to za sprawą mojego Anioła Stróża czy może bliżej nie okr