Początek końca cz. 7
-Dokąd mnie prowadzisz?! -Byłem zmęczony tym ciągłym marszem, ale dziewczyna wydawała się nie wzruszona. Kiedy wybiegliśmy z piwnicy poprowadziła mnie do lasu. Tam zwolniła, ale wciąż pędziła jak oszalała.
-Już nie daleko. -Odpowiedziała nie odwracając wzroku od wąskiej ścieżki.
Już nie daleko. -Powtórzyłem w myślach. Taa, już to widzę. Kobiece pięć minut? Miałem nadzieję, że nie. Nie czułem się na siłach by iść za nią jeszcze godzinę. Moje płuca płonęły żywym ogniem, a ja wciąż nieprzerwanie walczyłem o każdy następny oddech.
-Co się z tobą do jasnej cholery stało?!
Rzuciła mi przelotne spojrzenie, ale się nie zatrzymała.
-Co... masz... na... myśli? -Wydyszałem, a zaraz potem wyplułem kawałek płuca.
-Zaczynasz mnie już drażnić. -Odparła. -Co masz na myśli? Kim jesteś? Zamieniłeś sie z kimś na mózgi?
-Na prawdę nie mam... pojęcia o co... ci chodzi. Przychodzisz... do mnie... mówisz... że jesteś moją... sąsiadką. Potem... zaczynasz świrować... wmawiasz mi, że się... znamy, potem... walisz mnie w głowę... i zamykasz w jakiejś... piwnicy. Z nas dwojga... to ty zaczynasz... przesadzać... i ... jeśli zaraz... nie wyjaśnisz... mi gdzie idziemy... wracam do... domu.
Mógłbym przysiąc, że z jej ust wydobył się cichy warkot.
-Dobra. Jeśli chcesz to wracaj, ale wiedz, że dwa razy uratowałam ci życie!
-Uratowałaś?
-Uratowałaś? -Przedrzeźniała mnie. -Tak. Myślisz, że dlaczego cię obezwładniłam? Dlaczego zamknęłam w piwnicy?
-Nie wiem, ... jesteś nienormalna?
-Jeszcze jedno słowo!
-Nie tym razem. Łatwo jest powalić kogoś kto nie spodziewa się ataku.
-Tego już za wiele! -Zatrzymała się w miejscu podnosząc kłąb kurzu.
Niebezpiecznie szybko zaczęła iść w moją stronę jakby faktycznie miała zamiar mnie uderzyć. Spróbowałem się cofnąć, ale nim to zrobiłem chwyciła mnie za rękę i w tej samej chwili podstawiła mi nogę.
Padłem na ziemię jak długi. Upadając zawadziłem o wystający korzeń. Zacisnąłem zęby, ale i tak z moich ust wydobył się cichy syk rozpaczy.
Kobieta mnie bije? -Zapytałem sam siebie, ale nim otrzymałem odpowiedź uśmiechnąłem się pod nosem co wpędziło ją w jeszcze większy szał.
Z nikąd w jej ręce pojawił się myśliwski nóż, który przyłożyła mi do gardła.
-Co...?
Chciałem zapytać co robi, ale nie dała mi skończyć.
-Uratowałam ci życie! Uciekamy przed ludźmi, którzy chcą nas zabić! Za niespełna dwa kilometry dotrzemy na przystanek PKS i stamtąd pojedziemy na dworzec główny do Wrocławia! Mamy nad nimi przewagę, która z każdą zmarnowaną tu minutą się zmniejsza, więc posłuchaj mnie dobrze! Jeśli dalej chcesz mnie spowalniać, przestanę ratować ci skórę, zabije cię na miejscu i dzięki temu będę tam o wiele szybciej i nie będzie musiała słuchać tego sapania, które pewnie słychać w promieniu pięciu kilometrów.
Wybór należy do ciebie! Zamykasz się i idziemy dalej, albo zostajesz tu i ja idę dalej. Wybieraj! -zakończyła głośnym warknięciem i cofnęła się o kilka kroków.
Wstałem rozmasowując stłuczone plecy. Jeszcze przez chwilę dziewczyna gapiła się na mnie z nienawiścią w oczach i w końcu ruszyła nie czekając na odpowiedź. Wiedziała jaka będzie.