Początek końca cz. 6
-Co się dzieje? Gdzie jestem?
Kiedy się ocknąłem dookoła mnie było kompletnie ciemno. Zapach przypominał mi naszą starą piwnice w domu na wsi. Od nasady kręgosłupa aż po sam czubek głowy przeszył mnie lodowaty dreszcz. Było w niej pełno szczurów i bliżej niezidentyfikowanych stworzeń, a teraz znów w niej byłem?
Nie, przecież to nie możliwe. Tamten dom spłonął dwadzieścia lat temu. Co się ze mną dzieje?
Spróbowałem sie podnieść, ale okazało się to nie możliwe. Moje mięśnie były kompletnie o niczego.
-Co się do jasnej cholery dzieje?! -Krzyknąłem, ale nie byłem pewny czy w moich ust wydobyło się coś więcej niż przerażony szept.
Znów spróbowałem wstać, ale i tym razem nic z tego nie wyszło.
Co się dzieje? -Zamknąłem oczy i starałem się nie ruszać. Nie miało to najmniejszego sensu, traciłem tylko siły.
Kilka sekund, a może godzin później ktoś zapalił światło. Nie otworzyłem oczu. Czekałem
-Jeśli wciąż jesteś ciekawy co tu się dzieje, radzę za mną iść.
Znałem ten głos, ale nie wiedziałem skąd. Był miły, jedwabisty i przyjazny.
Otworzyłem najpierw jedno potem drugie oko. Kiedy w końcu przywykłem do jasności, na przeciwległym końcu małego, obskurnego, zawilgoconego pomieszczenia ujrzałem najpiękniejszą dziewczynę jaką kiedykolwiek w życiu widziałem.
To ona sprawiła, że tu leżałem i nie mogłem się ruszyć. Nie wiedziałem nawet gdzie to, TU się znajduje więc moja sympatia wobec niej malała z każdą chwilą.
-Nie mogę sie ruszyć! -Wydyszałem przez zęby nie mogąc dłużej znieść bezsilności jaka mnie ogarnęła.
-Możesz. Nie uszkodziłam ci mózgu.
-Uszkodziłaś? Mnie?
Spojrzała na mnie wymownym wzrokiem.
Zrozumiałem, że to za jej sprawą znalazłem się na ziemi, ale w takim razie co mi zrobiła?
-Uszkodziłaś? -powtórzyłem.
Zrobiła krok w moim kierunku.
-Tak. Musiałam cię obezwładnić.
-Dlaczego?
-Jeśli chcesz się dowiedzieć to róż się w końcu. Nie mamy za wiele czasu.
-Czasu na co? -W tej właśnie chwili nasze spojrzenia się spotkały.
Nie wiem dlaczego, ogarnęło mnie specyficzne uczucie. Adrenalina przeplatana z psychozą. Dlaczego?
Jeszcze raz spróbowałem wstać. Tym razem nie miałem z tym trudności. Prawie natychmiast podszedłem do dziewczyny. Zanim jednak zdążyłem coś powiedzieć odwróciła się na pięcie i wybiegła przez wąskie, przejście, a ja pognałem za nią.