Pięć Żywiołów Serca Umysłu
Ken Liu
Tyra
Dzień 52:
Młodszy Dyrektor do Spraw Naukowych, Tyra Hayes, wciąż żywa, wciąż rejestruje.
Być może nikt nigdy nie zobaczy tych zapisków, ale nie mam w tej chwili lepszego zajęcia, sama w kapsule ewakuacyjnej.
– Jestem tutaj.
– Dzięki Artie. Nie zamierzałam cię lekceważyć. Jesteś mi pomocny, jesteś najlepszą sztuczną inteligencją o jakiej można marzyć. Chciałabym tylko żeby przeżył ktoś… poza nami.
– Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny byłaś wciąż w ruchu: pędząc, skacząc i obracając się. Lepiej byłoby gdybyś oszczędzała energię. Już teraz została tylko jedna trzecia zasobów.
– Muszę być w ruchu, zakładając twoją pokrywę na talrep, tak aby wygenerować trochę energii, która mogłaby podtrzymać nagrywarkę przy życiu, pamiętasz?
– Twoje ruchy już dawno wygenerowały wystarczającą ilość energii i nie odpowiadają ustalonym wcześniej schematom. Coś się zmieniło? Tyra?
– To regenerator wody.
– Zwolnił jeszcze bardziej?
– W ogóle nie działa od wczoraj.
– Więc cały dzień udawałaś, że pijesz? Nie rozumiem.
– Trzy dni temu powiedziałeś mi, że nie wiesz jak go naprawić. Nie chciałam byś czuł się winny.
– Rozumiem. Sugeruję zatem aby SEED Explorations Ltd. naprawiło tę lukę w następnej edycji mojego systemu.
– Wieczny optymista. Wciąż planujesz przyszłość. Niestety radary hiperradiowe nie wykryły obecności statku ratunkowego.
– Wcale się nie dziwię. Dandelion tak szybko utracił integralność strukturową, że w ogóle wątpie, żeby ci na moście mieli czas na odbieranie połączeń alarmowych, a w dodatku radio tej kapsuły ewakuacyjnej ma słaby zasięg. Najpewniej nikt jeszcze nie wie o śmierci dwustu sześćdziesięciu pięciu mężczyzn i kobiet ze statku badawczego.
Dzień 53:
– Artie, jeżeli wciąż będę tu czekać, wkrótce umrę z pragnienia. Jeżeli zużyję całą energię pozostałą w kapsule na skok, mogę skończyć w jakimś niezamieszkanym układzie. Jakieś rady?
– W swojej bazie scenariuszy ewakuacyjnych nie odnalazłem żadnych dopasowań, biorąc pod uwagę parametry twojego obecnego stanu.
– Tata mówił mi, że właśnie w takich sytuacjach należy zaufać sercu.
– Przecież myślisz mózgiem a nie układem krwionośnym.
– Zawsze, gdy szłam do niego po radę, mówił, że nazbyt próbuję wszystko analizować i za mało ufam wrodzonemu instynktowi. Powinnam iść na jeden z tych starożytnych uniwersytetów na Ziemi dla prestiżu czy żeby móc pobierać pełne stypendium oferowane przez jakiegoś anonimowego, niechlujnego nowobogacza na Rim? ”Podążaj za głosem serca”. Powinnam zmienić specjalizację na AeroAstro, bo praca, wymagająca podróży kosmicznych jest lepiej płatna czy raczej zostać przy Terraformacji, bo lubię żyć tam, gdzie działa grawitacja? „Idź za głosem serca”
– Nie brzmi to zbyt pomocnie.
– Właściwie, samo już mówienie o nim sprawia, że widzę pewne rzeczy inaczej, a wtedy właściwa decyzja wydaje się być oczywista. Czasami droczył się ze mną, mówiąc, że nigdy nie musiał się bać się o moich chłopaków, bo zawsze lubiłam dużo wiedzieć, analizowałam to jak się czuję i …
– Tyra?
– Oh, tęsknię za nim, Artie. Teraz tęsknię tak bardzo.
– W swojej bazie nie odnalazłem żadnych dopasowań dla odpowiednich słów na płacz, Tyra. Przykro mi.
Dzień 54:
Nie mogę poddać się marazmowi. Muszę zachować zdrowy rozsądek.
Fakt: Jestem więcej niż sześćdziesiąt lat świetlnych od najbliższego zamieszkałego świata.
Fakt: Nie przetrwam następnego tygodnia bez wody.
Fakt: W najbliższym czasie nie ma żadnych nadziei na pomoc ze strony ratowników.
Fakt: Kapsuła ewakuacyjna zawiera ilość energii wystarczającą na jeden i tylko jeden hiperprzestrzenny skok o zasięgu maksymalnie czterech lat świetlnych.
Fakt: W zasięgu jest tylko jeden system potencjalnie zawierający zamieszkałą planetę – Tycho 409A. Nie została jeszcze przebadana.
Wnioski: jedynym sensownym rozwiązaniem jest podjęcie ryzyka i skoczenie w jej kierunku.
Tato, jeżeli będziesz to kiedykolwiek czytał, kocham cię.
***
Fazen
Nagle niebo otwarło się i jasne promienie błysły znad chmur, prosto na mnie. Powietrze wokół nagrzało się i zaczęło skwierczeć niczym piec kowala. Nawet przez zamknięte powieki, mogłem dostrzec rażącą smugę ognia przelatującą nad moją głową. Niesamowity huk wody towarzyszył gigantycznej fali zrzucającej mnie z kanu prosto do jeziora.
Kula wypolerowanego żelaza, tak jasna jak słońce i wielka jak dom Przywódcy, nagle wynurza się spod wody po czym z głośnym pluskiem spada do niej z powrotem.
Wędrowałem po spokojnych wodach, z nadzieją, że odrobina słonej herbaty śliwkowej ukoi dziki ogień w moim żołądku i oczyści surową stal moich płuc i przywróci moje ciało na powrót do wuwei, ale jak widać bogowie mają inne plany. Wdrapałem się z powrotem na kanu i powiosłowałem w kierunku kuli. O co chodzi tym bogom? Mam już za dużo stali i ognia a oni wysyłają mi więcej?
Będąc blisko, widziałem, że skacząca kula pokryta była karbami i wcięciami, uchwytami i zarysami okrągłych drzwi i okien. Gorąco buchające z kuli sprawiałało, że woda naokoło parowała i wyglądało to tak, jakby unosiła się na chmurze dryfującej po jeziorze. Po dojściu do siebie, przywiązałem jeden koniec liny do uchwytu tak, bym mógł odholować kulę na brzeg.
Gdy do niego dobiłem, na powitanie zastałem tam Outaya Przywódcę czekającego wraz z tłumem. Wszyscy musieli widzieć kulę ognia spadającą z nieba.
Źrenice Outaya Przywódcy zwęziły się.
– Fazen, to jest gwiezdne kanu, tak jak gwiezdna arka naszych przodków.
Od dzieciństwa słuchałem legend o Pierwszym Przodku, który przybył w gwiezdnej arce szybującej przez niebo z taką łatwością z jaką robi to drewniane kanu na wodzie. Czy historie opowiadane dzieciom na dobranoc mogły być rzeczywiście prawdziwe?
Gwiezdne kanu spoczywało teraz na miękkim wybrzeżu jeziora. Nagle, jedna część kuli, okrągłe drzwi, zaczęła lśnić zimnym, białym światłem. Kilku obserwatorów westchnęło z wrażenia.
– Cofnąć się – krzyknął Outay Przywódca. – Nie wiemy co jest w środku.
Zignorowałem go. Włożyłem ręce w karby na okrągłych drzwiach i przekręciłem z całych sił. Na wciąż gorącej żelaznej powierzchni poparzyłem sobie skórę dłoni i palców.
Zacisnąłem zęby z bólu i dalej próbowałem otworzyć drzwi.
Mój brzuch, dantian, siedlisko Serca Umysłu, pozostawał spokojny. Moja brawurowa odwaga może być wynikiem braku równowagi ciała, ale ona wydaje się mieć cel, czuć się w porządku.
Drzwi otworzyły się i spadły do wody.
Wewnątrz dostrzegłem nieprzytomną postać młodej dwudziestokilkuletniej kobiety, mniej więcej w moim wieku. Miała jasnorude włosy i bladą skórę pełną piegów. Miała spierzchnięte i popękane usta.
Wszyscy obserwują jak ją niosłem do swojej chaty. Nikt nie powiedział nawet słowa.
Przez dwa dni dawałem kobiecie wodę we śnie. Łykała jak ryba, ale oczu nie otwierała.
Dotknąłem swoim czołem jej. Było gorące, tak jak drzwi jej gwiezdnego kanu, gdy je otwierałem. Dotknąłem jej nadgarstka. Nawet przez wypalone blizny na palcach czułem jej wariujący, niczym zając w potrzasku, puls.
Wierciła się i krzyczała w objęciach Morfeusza, w gorączkowym śnie.
Nie mogłem wyłapać, co krzyczała: krótką sylabę, którą powtarzała w kółko. Często widywałem dorosłych mężczyzn i kobiety wołających rodziców w gorączce czy chorobie. Może ona też woła rodziców?
Być może pochodzi z niebios, a mimo to nie była taka straszna.
Jednakże nie potrafiłem jej wyleczyć.
Pobiegłem do Outaya Przywódcy i przyprowadzam go do niej. Jest naszym najlepszym uzdrowicielem.
Usiadł przy jej boku, ale nie dotknął.