Pamiętnik zakochanej - fragment
Sandra po rozstaniu z mężem przeżywa kryzys osobowości. Słyszy wyraźnie głosy i czyjąś obecność. Jeszcze nie wie, że ten głos odmieni jej życie.
Powstaje nowa powieść Elżbiety Walczak
Stałam przez chwilę w drzwiach swojego pokoju. Zapalałam i gasiłam światło, patrząc na ściany, na których wisiały jeszcze jego portrety namalowane przez Tadzia fan Gogha, naszego sąsiada. Szkolił na naszej rodzinie swój talent. Wypłynął jednak na powierzchnię, pisząc książki o niczym. Zapaliłam lampkę nocną i wskoczyłam na tapczan. Nasze wspólne zdjęcie, powiększone do rozmiarów obrazu, wisiało naprzeciwko mnie.
– Kutas.
W końcu zerwała się ta cholerna burza. Wiatr poruszał firanką. Postawiłam stopy na podłodze, żeby dojść do okna i poczułam czyjąś obecność w pokoju. Ściślej mówiąc, na łóżku obok mnie (nie jestem nawet w stanie określić tego uczucia), ktoś chyba leżał na jego miejscu i patrzył na to właśnie zdjęcie. Zamknęłam okno. Odwróciłam się, a światło w lampce zaczęło mrugać. Nasze wspólne zdjęcie powiększone do rozmiarów obrazu spadło na podłogę. To, co leżało obok mnie, przemówiło.
– I po krzyku. – Powiedziało i zniknęło.
– Aaa…! – Nakryłam się kołdrą. Poczułam, jak zsuwam się na podłogę i jakby ktoś ciągnął mnie za nogi. Bęc. – Aaa…!- Otworzyły się drzwi.- Mamo, zostaw mnie! To nie mój czas! – Leżałam na podłodze nakryta nogami i drapałam paznokciami panele w srebrnym kolorze. Chciałam z pewnością wykonać asanę, żeby uspokoić przestraszony umysł. Niestety nie pamiętam dokładnie.
III
Marzenie mojej córki się spełniło. Zapisałam się na terapię. W zasadzie to żona Tadzia fan Gogha, pani psycholog, załatwiła mi trzy tygodnie odpoczynku w jakimś uzdrowisku na zadupiu. Nikola wyjechała do Stanów. Przestałam się sprzeciwiać i opierać. Może wszystko jakoś się ułoży.
IV
Mercedes-Maybach S 650 Kabriolet przywiózł mnie na miejsce kaźni. Tak to czułam, kiedy zobaczyłam napis na bramie.
ROZWÓD TO NIE ŚMIERĆ. DA SIĘ Z TYM ŻYĆ.
Zdjęłam chustkę z głowy i czarne okulary. Samochód był wypożyczony, więc zapłaciłam napiwek kierowcy. Zrobiłam to tak, by wszyscy gapiący się w moim kierunku doznali czegoś w rodzaju zamętu w głowie. Napiwek nie był mały, dlatego kierowca wysiadł, otworzył mi drzwi, podsunął opaloną dłoń, bym mogła swobodnie postawić stopy na ziemi. Podał mi bagaż i odjechał. Już go mentalnie nie było stać na to, żeby dodźwigać to cholerstwo do hotelu. Pomimo porażek, w głębi ducha byłam kruchą istotą, potrzebującą wsparcia. Patrzący z boku, wyglądali jakby, chciało im się wymiotować. Powinni dostawać leki na poprawę nastroju, skoro już tu są.
– Śmiało – usłyszałam komentarz. – Paniusiu.
Starszy pan, powiedzmy w wieku sześćdziesięciu lat, prawdopodobnie rozwiódł się z powodu swojej arogancji.
– Przyjechała poużywać.
Pani w wieku, powiedzmy, czterdziestu pięciu lat, wyglądająca jak Donatella Versace, zwróciła się do kobiety stojącej tuż obok, wyglądającej z kolei jak Joselyn Wildenstein. Nadmuchane ze wszystkich stron, obserwowały spod spuchniętych powiek i czekały na moje potknięcie.
Jedynie recepcjonistka wyglądała w miarę normalnie.
– Dzie – dzie – dzień do – do – bry. Zastępuję koleża – ża – nkę. Dowód po – po – poproszę.
– Już jestem. – Ciemnoskóra piękność podziękowała blondynce, która w życiu nie była u logopedy.- Przepraszam panią, musiałam odejść na chwilę w ważnej sprawie. – Dowód poproszę.
Pokój, w którym zamieszkałam, nie rekompensował dziwactw w tym miejscu. Z pewnością będzie ich więcej. Bo kto normalny decyduje się na terapię, tylko dlatego, że się rozwiódł?