Opowieści z Przeklętej Doliny: Język Plonów - część I
- Przepraszam, że budzę ale czy nie wie pan gdzie mogła pójść moja mama? - A nie ma jej w domu? - Nie, jestem sam. - A taty też nie ma? - zainteresował się mężczyzna. - Nie. Aaron próbował opanować swoje emocje i uspokoić głos ale łzy same cisnęły mu się do oczu. - Ty jesteś Aaron, prawda? - Tak, proszę pana. - Mów mi Sean. Jestem bratem Steve'a Mcleana. Chodzi z tobą do szkoły jeśli się nie mylę. Przyjdź do nas. Nie będziesz się nudził sam w domu. Tylko nie zapomnij zostawić rodzicom kartki gdzie jesteś, żeby się nie denerwowali. Wiesz gdzie mieszkamy? - Mniej więcej – przyznał chłopiec. - Qeenstone Street 25. To dwie ulice od ciebie. Powiem Steve'owi żeby wyszedł po ciebie. Przyjdziesz? Jutro zastanowimy si.ę co robić. Teraz, w środku nocy i tak nic nie zdziałamy. Aaron wiedział, że Sean ma rację, że dla własnego bezpieczeństwa nie powinien być sam w domu ale chciał zobaczyć matkę. Co pomyśli gdy po powrocie zastanie wiszące bez ducha ciało swojego męża? I gdy ich dziecka nie będzie w domu? Aaron stałby się głównym podejrzanym o popełnienie morderstwa. Ale przecież nie mógłby zabić swojego ojca, nieważne jakim ten był człowiekiem. Poza tym co zobaczył bał się sam wychodzić z domu. - Wolałbym poczekać na rodziców w domu. - Zróbmy inaczej. Przyjdziemy po ciebie i jeśli nie zdecydujesz się nocować u nas to Steve zostanie i przenocuje u ciebie. Będzie ci raźniej i weselej. Chłopiec nie miał zamiaru nikogo wpuszczać do domu dopóki nie porozumie się z mamą ale nie wiedział jak ma to wytłumaczyć Seanowi a tym bardziej Steve'owi. - Będziemy u ciebie za jakąś chwilę. Aaron chciał coś powiedzieć, sprzeciwić się ale jego rozmówca odłożył słuchawkę. Ciężko usiadł na krześle koło stolika i dopiero po chwili odłożył słuchawkę. Wiedział, że nie ma innego wyjścia i musi nocować u kolegi. Pobiegł do swojego pokoju i włożył na siebie pierwsze lepsze ubranie jakie tylko znalazł. Pogasił światła w domu i pozamykał drzwi. Po chwili siedział już na ganku po osłoną zadaszenia i czekał na Seana i Steve'a. Za ogrodzeniem pojawiły się i zbliżyły do furtki dwie postacie: jedna większa a druga mniejsza. Głowy przed ulewnym deszczem chroniły je kaptury. Aaron zadrżał na ich widok ale uspokoił się słysząc głos młodszego z braci. - Już jesteśmy. Steve przedstawił mu swojego starszego brata. - Możemy już iść? - zapytał Sean. - Tak, chodźmy – odpowiedział dziwnie entuzjastycznie Aaron. Zastanowiło to Seana ale nie dał niczego po sobie poznać. Podniósł trzymany w ręku lampion, żeby podświetlić strome schody prowadzące z ganku na ścieżkę. Gdy blask przypadkowo podświetlił drzwi domu mężczyzna wydał z siebie krzyk zaskoczenia. Steven i Aaron jednocześnie spojrzeli na drzwi i zadrżeli na widok tego co zobaczyli. Na samym środku ciemnych drewnianych drzwi krwią namalowany był tajemniczy symbol w kształcie dużej litery „B” ale ze spiczasto zakończonymi brzuszkami. - Chodźmy stąd. - Zadecydował Sean. - Mam znajomości w radiu. Rano zgłosimy to tam gdzie trzeba. Jak najszybciej oddalili się od domu Aarona. Konrad Staszewski