Opowieśc o Malarzu
Był Malarzem, jednak jego miłośc do sztuki objawiała się w różnoraki sposób. Czasem wodził pędzlem po płótnie, innym zaś razem trzymając dłuto w ręku, nadawał nowe znaczenie zimnej skale, a bywało i tak, że spędzał całe noce przy monitorze komputera, tworząc zupełnie nowe grafiki. Wciąż szukał nowych sposobów na własne wyrażanie siebie. Lubił kolekcjonowac różne doznania. Układał je równo obok siebie, od czasu do czasu odkurzając półkę pamięci.
Zdawał sobie sprawę z tego że nic nie trwa wiecznie.
Świat powoli zaczynął go nudzic, a on sam coraz częściej łapał brzytwy. W swej krwi szukał inspiracji i narzędzia wyrazu. Za płótno obrał sobie włąsną duszę. I tak w szaleńczym pędzie rodził się obraz. Malując przypominał sobie przyjaciół.
"Najlepsze dzieła powstawały w amoku"
"Wiesz, że ci wszyscy artyści byli chorzy umysłowo?"
"Stary, najpierw to musisz się porządnie wstawic"
Słowa były najlepszym narkotykiem. Radośc, ekscytacja i podniecenie wstrząsnęły sercem biednego Malarza.
Chwilę potem nie było już nic... cztery ściany i ledwo tląca się żarówka. Choc otaczali go ludzie, nie odczuwał ich obecności.
- Przedawkowałem życie.
- Nie miałeś życia, miałeś poszukiwanie.
- Przedawkowałem poszukiwanie.
- Nie miałeś poszukiwania, miałeś zagubienie.
- Przedawkowałem zagubienie.
- Nie... poprostu nikt Cie nie odnalazł.
Sędziwy staruszek, bez ucha uśmiechnął się smutno.