Opowieść mrożąca krew...

Autor: rafalus79
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Padał deszcz...
Wiesiek nie lubił szpitali. Miejsca gdzie miano do czynienia z krwią przyprawiały go o zawroty głowy i mdłości. Nawet wizyta u znajomego dentysty była dla niego nie lada przeprawą... Lecz teraz... Z nerwowym uśmieszkiem po którym - w okół warg -spływały krople wiosennego deszczu przypowmniał sobie kiedy całując swoją żonę Irenę składał uroczystą przysięgę "Obiecuję, złotko, że zrobię wszystko...". Musiał iść, wszak czyż nie to przyobiecał żonie? Nagle przerażająca myśl przyszła mu do głowy: "A co, jeśli za późno?..."
Padał deszcz.
Wiesiek przyspieszył kroku. Teraz z pełną determinacją, sapiąc i parując rozgrzanym oddechem spod kaptura kurtki którą kupiła mu Irenka, gnał przed siebie. Niczym statek który metalicznym szpicem dzioba tnie fale które pogrzebały tysiące ludzkich istnień tak on szedł stawiając czoła kroplom deszczu, deszczu który miał zmyć jego poczucie winy... Tak, bowiem wciaż...
Padał deszcz.
Wielka twarz na czubku bialego kitla ze spokojem wpatrywała się w roztrzęsionego Wieśka. Ten, zmachany, zgrzany, wykończony wyścigiem z czasem, stał ociekając deszczem, kto wie (?) może posród kropel słoty były i jego własne łzy? Z przerażeniem zauważył na rękawie kitla drobne plamy krwi. Czuł, że nogi sią pod nim uginają...
- No i jak? Zapytał nieśmiało.
- Ehhh... Westchnęła wielka twarz - Nie za dobrze. Nie udało się uratować nerek. Przykro mi - to powiedziawszy spuścił ze smutkiem wzrok.
- Ja.. ja nierozumiem.... Zaczął nerwowo sapać Wiesiek...
- Przykro mi, mieliśmy piekielny ranek. przywieźli czwórkę do pokrojenia. Wszyscy robiliśmy co można, ale koniec konców jesteśmy jedynie ludźmi nie cudotwórcami. - Odpowiedział ze spokojem wielkogłowy.
Padał deszcz.
Gdzieś w oddali dał się słyszeć huk błyskawicy...
- Chcę wiedzieć jak to się stało... - powiedział łkając Wiesiek. Teraz zrozumiał. Było już za późno. Nie spełnił danej obietnicy. Życie nagle straciło sens.
- Żołądek poszedł pierwszy... - Odpowiedział spokojnie głos...
- Ż-O-Ł-Ą-D-E-K... powtórzył zanosząc się łzami Wiesiek. On wiedział co to znaczy. Pamiętał jej ostatnie słowa, wspominała o nim. Wiesiek uderzył się w pierś. wiedział że to wszystko jego wina... - Jakie rokowania? - zapytał spodziewając się najgorszego.
- Trzeba czekać, nic więcej nie możemy zrobić.
Padał deszcz. 
Błyskawica na sekundę oświetliła wykrzywioną w grymasie bólu twarz Wieśka.
Zawiódł n całej lini... Nie spełnił obietnicy danej swojej własnej żonie. A przecież tylko chciał dokończyć pitego dla kurażu drinka zamówionego wcześniej w barze. Tak bardzo nienawidził krwi. Bał się jej. Ale czas biegł do przodu nieubłagalnie keidy on dopijał żołądkówkę... Teraz wiedział. Przegrał z czasem.
Padał deszcz. 
Wiesiek, powoli przeszedł na drugą stronę ulicy. "co ja teraz zrobię?" ta myśl kołatała mu w głowie. zrozpaczony poszedł na pobliski przystanek autobusowy. tam starsza kobieta siedząca z pełnymi siatami poddała mu pewien pomysł. postanowił się przełmać. Spokojnie podszedł do niej i zapytał przez łzy: " przepraszam, czy wie pani gdzie jest tu jeszcze jakaś inna masarnia?"
A deszcz...
Padał...

1
Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
rafalus79
Użytkownik - rafalus79

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2013-06-24 10:45:11