OKRUCHY PAMIĘCI ( IX)
Okruchy pamięci, okruchy pamięci. Zjawiają się, giną, by znów na chwilę, chwil kilka rozbłysnąć barwą i kształtem, dźwiękiem przeżytych zdarzeń. Oto jedno z nich.
Okupacja. Stoję w oknie w domu koleżanki Wiesi Rykowskiej. Pod nim przechodzi rosły Niemiec z dużym wilczurem. Okno otwarte. Niemiec uśmiecha się do mnie. A ja wykrzywiam buzię i pokazuję mu język i widzę głowę psa i jego łapy na parapecie okna. Przerażona odskakuję od niego. Niemiec odciąga psa. Za chwilę wchodzi do mieszkania i grozi mi, a do pani Rykowskiej mówi łamaną polszczyzną, by zwróciła mi uwagę, bym nigdy już tak nie zachowała się, bo mogę za to zapłacić życiem.
- Nie wszyscy Niemcy, dobrze pani wie, mają do was ludzki stosunek. Nie muszę chyba tłumaczyć. Oj, mała, mała. Byłam przerażona.
Z tym pokazywaniem języka miałam jeszcze jedną przygodę. Zła na coś, czy kogoś, naburmuszona szłam ulicą pod oknami naszego domu ( tego na końcu ulicy Królewskiej) i w oknie zobaczyłam „ dobrowolca” Ryśka Godlewskiego. Uśmiechał się do mnie. A ja ze złością pokazałam mu język tak długi, jaki mam. Poczułam się głupio. Wiedziałam, że postąpiłam źle. Przecież go lubiłam, był taki miły i dobry. Co we mnie wstąpiło? Uśmiechnął się nie w porę? Szybko pobiegłam nad rzekę, by odwlec chwilę spotkania z nim w domu. Nie wiedziałam, że przy oknie stała mama i ów mój jęzor widziała. Po paru minutach usłyszałam, jak Halina woła mnie, bym przyszła do domu - natychmiast.
- Czekaj, kołtunie siedemnasty, dostaniesz od mamy!
( Jeśli rozumiem moje przezwisko „ kołtun” – bo trochę mi się włosy kręciły, to za żadne skarby nie mogę wytłumaczyć sobie, dlaczego „ siedemnasty”? Chyba, że razem ładniej brzmiało. Halina też tego nie wie). Trudno, nie było wyjścia, musiałam wrócić do domu. Mama była oburzona.
- Dlaczego to zrobiłaś? Milczenie. Co miałam powiedzieć, że tak naprawdę, to sama nie wiem. Może dlatego, że byłam na coś zła, a on taki zadowolony, uśmiechnięty?
- Przeproś!
Stoję jak słup soli. Ani drgnę, ani żadnego słowa nie mogę wykrztusić. Nie chcę! Byłam zła, że mama przy n i m k a z a ł a mi go przeprosić. Może, gdyby to odbyło się bez niego, podeszłabym i przeprosiła. Ale teraz, za nic! Mama znała nie dobrze. Kazała mi pójść do drugiego pokoju. Było mi przykro i źle. Nie pamiętam, czy go później przeprosiłam. Nie żądał tego ode mnie. Jak dawniej był przyjacielem. My traktowaliśmy go jak członka rodziny.
Tyle z przeszłości dalekiej - wspomnień. Może jeszcze odżyją inne. Odżyły! Przerażające! W oddalonej o kilkanaście kilometrów wiosce – Krzynowłoga Mała - Niemcy spalili prawie wszystkie domy, a w jednym całą rodzinę na oczach ojca, któremu kazano rozpoznawać trzymane na widłach zwęglone szczątki najbliższych. W końcu i jego zastrzelono. Była to kara za pomoc partyzantom, którzy zabili jakiegoś generała.
Pogrzeb tego generała odbył się w Chorzelach na niemieckim cmentarzu. Widzieliśmy z daleka kondukt, słychać było salwę i muzykę. Dom nasz – jak już pisałam- stał na końcu ulicy i z okien w mieszkaniu babci widać było ową drogę na cmentarz. Nie ma już po nim śladu. Żal mi tylko grobów żołnierzy z I wojny światowej.