Ogień zemsty roz.2
Końskie kopyta stukały miarowo o brukowaną drogę. Było to pierwszą rzeczą, jaka zaczęła docierać do skołowanego umysłu Księżniczki. Chwilę potem zdała sobie sprawę także z cichego pogwizdywania i wciskającego się pod powieki światła koloru grejpfruta.
Otworzyła oczy.
I prawie natychmiast znowu je przymknęła, oślepiona światłem zachodzącego słońca. Kołyska, utworzona z płaszcza rozwieszonego między dwoma wierzchowcami kołysała się miarowo.
- Zaczynałem się martwić, że nie żyjesz... - zaskrzeczał Piss.
- Niestety, twarda ze mnie sztuka... - wymamrotała. - Co z Fachenem?
- Stara historia, Pani... Gdy Milady opanowała trochę swój strach, zdała sobie sprawę, że nie ma Księżniczki na swym grzbiecie...
- Dzielny konik. - wyciągnęła rękę, by poklepać ją po grzbiecie.
- ... nie wiem dokładnie co się stało, ale powróciła z Tobą, Pani, na grzbiecie, utaplaną w krwi Fachena, z tym okropnym rozcięciem na policzku. Potwór musiał przeżyć, jego ryk słychać było całą następną noc.
Księżniczka rozejrzała się wokół, po oddalonych, wiejskich domkach z wędrującymi wokół nich stadami kur.
- Długo byłam nieprzytomna?
- Kilka dni.
Odwróciła wzrok. Czyżby kolejny raz uratował ją łut szczęścia, zamiast królewskiej siły? Może jednak nie całkiem przeznaczone jest jej panowanie?
Usiadła w kołysce, która groźnie się napięła.
- Zatrzymaj konie, Piss. Chcę wjechać do miasta po królewsku.
Nie podejmując prób sprzeciwienia się jej woli, karzeł zatrzymał zwierzęta. Księżniczka podniosła się z płaszcza i prawie natychmiast znowu się na niego przewróciła, nie mając sił, by ustać.
- A ja jednak proponuję, by Księżniczka wjechała do miasta w tej, dosyć skromnej odmianie karocy.
Naburmuszona, rozłożyła się i z powrotem zasnęła.
Nim dojechali do miasta, zapadł zmrok. Jako jedni z ostatnich maruderów zdążyli wjechać za mury przed ich zamknięciem. W gęstniejącym mroku między kamiennymi domostwami Piss wyszukał w miarę zaufaną gospodę. Właściciel osobiście pofatygował się przenieść Księżniczkę do jej pokoju. Podziękowała mu uśmiechem, gestem wskazała, by wyjął z przyniesionej torby szmaragd.
- Postaram się, ale jest dosyć duży i spieniężenie go nie będzie całkiem proste. - mruknął.
Kiwnęła głową, odwróciła się na drugi bok i znowu zasnęła. Następnego dnia dopiero raczyła zjawić się przy posiłku. Usiadła w kącie szerokiej izby i zapatrzyła się za małe okienko, nad czymś rozmyślając.
- Przepraszam, życzy sobie czegoś panienka?
- Nie, zjeżdżaj.
Młody kelner posłusznie usunął się z powrotem za ladę, gdzie stanął, obserwując Księżniczkę, zatopioną w marzeniach o władzy. Dopiero po oberwaniu mokrą ścierką od właścicielki gospody kontynuował przerwane wcześniej zajęcia.