Oszukać przeznaczenie cz. II
Część II
Cisza mnie przytłacza. Nie chcę iść, ale wiem, że powinienem, teraz, w tym momencie. - Nie mogę cię tak zostawić – mówię i nienawidzę siebie za to. Widzę cień strachu w jej oczach. - Poradzę sobie – zapewnia – lepiej będzie jak pójdziesz, Piotrze.
A ja nie mam siły tego słuchać. Dla mnie to jak wyrok. - Pozwól mi zostać – proszę i głos mi się łamie. Cierpię, że sprawiam jej przykrość, ale nie potrafię inaczej.
Nagle zaczyna płakać. Płacze bezgłośnie a grube łzy płyną nieprzerwanie i żałośnie. Siedzimy w milczeniu jak w gęstej mgle. W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak płakał. Zaczynam gładzić ją po włosach a ona siedzi jak skamieniała. W końcu wyciera nos, nie patrzy na mnie, uporczywie wpatruje się we wzór na obrusie. Uspokajam ją cicho. Dotykam czoła, jest bardzo gorące. Idę do kuchni i nalewam ciepłą wodę z czajnika, podaję też leki, które trzyma na stoliku. Bierze wszystko w milczeniu. Po chwili zaczyna drżeć. Patrzę jak wstrząsają nią dreszcze, prawie dzwoni zębami. Nie chce się położyć. Nie dziwię się, ale chciałbym się nią dobrze zaopiekować.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, że chcę ją uszczęśliwić na siłę. Otwieram uchylone drzwi do małego pokoju, stoi tam posłane łóżko. Nie protestuje, gdy biorę ją na ręce i zanoszę na nie. Teraz jest bezwolna.
Czym spowodowana jest jej obojętność? Działaniem czaru, dopiero sobie o nim przypomniałem, czy tylko opadnięciem z sił?
Rozbiera się, jakby mnie wcale nie było i naciąga kołdrę pod brodę. Kładę jeszcze na kołdrę koc leżący w nogach łóżka.
Siedzę przy niej i nie mogę w to wszystko uwierzyć. Nie zwraca na mnie uwagi, nic nie mówi. Chyba stara się zasnąć. Pewnie to jej sposób, by okazać mi lekceważenie, ale i tak nic nie rozumiem. A może się mnie boi i dlatego nie wyrzuciła mnie z domu?
Jej włosy zaczynają się zlepiać w mokre od potu kosmyki i oddycha ciężko. Po jakimś czasie zasypia. Czuwam, patrzę na nią w skupieniu. Jestem szczęśliwy, że mogę siedzieć tak blisko a nawet jej dotknąć. Minęło trochę czasu aż zaczęła się niespokojnie rzucać i obudziła się.
Boże, czy ja zwariowałam?! Mam halucynacje!!! Siedzi obok mnie jakiś facet. To nieprawda...tu nie ma nikogo. Koszmar...pewnie po lekach... Czy wzięłam ich zbyt dużo? Nie pamiętam... Mówię więc na głos – Nie istniejesz! - a on się odzywa – Istnieję! A ty jesteś moja.
Nie wiem skąd we mnie taki pociąg do kłamstwa. Jak zobaczyłem, że nic nie kojarzy, chciałem to wykorzystać. Ten czas jest mi tak potrzebny! Pyta zdziwiona skąd się wziąłem, odpowiadam, że nieważne, bowiem żadna sensowna odpowiedź nie przychodzi mi do głowy Mówię po prostu, że jest chora i może nie pamiętać paru rzeczy.
Nie chcę myśleć co będzie później, czy jakieś ,,później'' w ogóle będzie. Patrzy chwilę, niezbyt przytomnie i idzie do łazienki.
Jestem głodny i idę do kuchni cokolwiek zjeść. Trochę mi wstyd za takie zachowanie. Alicja wraca świeża i wilgotna do łóżka. Mnie też chce się spać, ale nie wiem robić.
Widzę, że moja obecnośc ją przerasta. Nie potrafi mnie umiejscowić w swoim życiu i z lekko zmarszczonym czołem pogrąża się w myślach. W końcu, trochę zachrypnięta, odzywa się, że mogę położyć się na kanapie. Czuję się jak domowe zwierzę ale w końcu kładę się i nawet zasypiam.
Gdy budzę się ona stoi nade mną. Przez otwarte drzwi jej pokoj wlewa się łagodne światło lampy i oświetla jej sylwetkę w cienkiej nocnej koszulce. Widzę wyraźnie zarys jej piersi i nóg, jakby była naga. Z wrażenia zaycha mi w gardle. I to jej milczenie... Zanoszę ją do łóżka. Patrzy pełna oczekiwania. Jest bardzo zimna a jej włosy pachną gorzko, jak jesienne liście. Kładę się przy niej, ogrzewam jej stopy, plecy i dłonie. Robi się ciępła i miękka, poddaje się moim dłoniom. Nagle pręży się cała i moja dłoń zostaje uwięziona między jej udami. Oblewa mnie fala gorąca. Rękę mogę posunąć tylko do góry, kawałek po kawałku. Jest tak delikatna, jak rozchylone płatki orchidei. Teraz moje pragnienie jest tak silne, że nie mógłbym już przestać.