o tym dlaczego czasem się mijamy
Nie znasz mnie. Codzienne rano mijasz mnie w drzwiach metra. Zawsze spieszysz się, jakbyś właśnie co wstał z łóżka i spóźniony próbował nadrobić stracony czas. Nigdy nawet na mnie nie spojrzałeś. W wagonie zawsze wyciągasz gazetę z notowaniami giełdowymi. Od lat ten sam tytuł. Stoisz przy drzwiach, nigdy nie siadasz, nigdy nie obserwujesz ludzi. Z nosem w gazecie. Czasami dłonią przygładzasz niesforne kosmyki swoich włosów. Przez te wszystkie lata już lekko posiwiały. Ale ciągle są gęste. Marzę, żeby je dotknąć i potargać. A Ty śmiejąc się, przygładziłbyś je znowu. Może byś mnie lekko ofuknął, że przecież jedziesz do pracy i musisz jako tako wyglądać. Ale Ty nie fukniesz na mnie. Nie nosisz obrączki, ale zawsze bardzo ładnie pachniesz, więc chyba jest w Twoim życiu jakaś kobieta. Wciągam Twój zapach głęboko w nozdrza, stojąc za Twoimi plecami. Są szerokie i bezpieczne. Tak chciałabym, żebyś mnie przytulił. Przysuwam się do Ciebie , wiedząc, że zaraz pociąg zacznie hamować i będę mogła się o Ciebie otrzeć, a może nawet wpadnę na Ciebie, przepraszając pod nosem , że niechcący. Ale Ty i tak tego nie usłyszysz. Jesteś zatopiony w swoich myślach. Kto lub co je zaprząta? Tak chciałabym wiedzieć, tak bardzo chciałabym być cząstką Twojego świata. Ale to nie mój świat. Nie mam szans, żeby do niego wejść. Zaraz Twoja stacja. Wysiądziesz, nie oglądając się za siebie. A przecież ja tam stoję. I tak bardzo, tak bardzo... Boże, odwróciłeś się, ale Twój wzrok tylko prześliznął się po mnie. Nie, to na pewno nie możliwe. Nie mogłeś mnie zauważyć. Wysiadłeś. Znowu się odwróciłeś. Ale już wylewająca się z wagonu masa ludzi, porwała Cię ze sobą. Widzę jeszcze Twoje piękne szerokie ramiona. Nie, już zniknąłeś. Do jutra, mój kochany.
Czuję na plecach Jej wzrok. Nie mogę zebrać myśli. Udaję, że czytam. Ale nie mogę się skupić. Tak mocno czuję Jej obecność. Ona chyba nie wie, że obserwuję ją od roku. Niewysoka, ze śmieszną krótką fryzurką. Staje zawsze blisko mnie, żeby przy nadarzającej się okazji, móc wpaść na mnie i burknąwszy coś pod nosem, szybko odwrócić się w drugą stronę. Czuję wtedy jej zapach, łagodnie kwiatowy, dyskretny. Oblewa się wtedy takim ślicznym panieńskim rumieńcem, a przecież nie ma już dwudziestu lat. Jesteśmy chyba równolatkami, bo wokół oczu ma taką drobniutką siateczkę zmarszczek. Kiedyś słyszałem jej głos, miękki i łagodny. Odpowiadała starszej pani na jakieś pytanie. Była taka miła i ciepła. I tak ślicznie się uśmiechała. Jutro chyba do niej zagadam. Dziś już nie zdążę, zaraz mój przystanek. Spojrzę tylko jeszcze raz na nią. Do widzenia, moja miła.
Ciąg dalszy nastąpił, czyli Happy End.
Jak późno. Nie zdążę przed nim. Pewnie z powodu mojego guzdrania się cały ranek, nawet nie zobaczę go. O, już nie daleko. Jeszcze tylko zakręt i zaraz będzie wejście do metra. O Boże. On stoi przed wejściem i rozgląda się niecierpliwie. Kiedy mijam go, próbując nie patrzeć w jego stronę, zastępuje mi drogę i wyciągając do mnie rękę mówi - Andrzej. Speszona odpowiadam - Magda, i już ściska mi rękę, jakby chciał sprawdzić, czy jestem prawdziwa. Jego dłonie są ciepłe i delikatne. Myślę sobie, trwaj chwilo, ale on już wyrzuca z siebie, jak to już dawno chciał mnie poznać i że nie wiedział jak to zrobić. Wciąga mnie na schody ruchome i cały czas nie puszczając mojej dłoni, wpatruje się w moje oczy. Czuję jak jego wzrok lustruje mnie po same koniuszki palców,. Aż zaczynam drżeć. Wchodzimy na peron, a on cały czas mówi. Nie rozróżniam z przejęcia słów, ale wiem, że jest mi dobrze, tak dobrze, jak jeszcze nigdy. Zaraz też wskakujemy do wagonu i on wciąga mnie tam, gdzie zawsze stoi, czytając swoją gazetę. Gdy nagle pociąg zaczyna hamować, wpadam na niego, a on delikatnie przyciąga mnie do siebie. Śmiejemy się i przybliżamy do siebie tak, że czuję bicie serca pod jego koszulą. Wciągamy w nozdrza swój zapach, a on przekrzykując stukot kół mówi, że pracuje w banku i że wysiada za dwa przystanki. Przecież wiem, gdzie pracuje, tyle razy szłam za nim, ale nie przyznam się do tego. Nagle jego komórka zaczyna natarczywie dzwonić. Dźwięk świdruje mi w uszach. No, odbierz, wreszcie. Czemu nie odbierasz... Otwieram oczy. Ten dźwięk nie daje mi spokoju. No tak, budzik w telefonie. Już siódma. A więc to był tylko sen. Nie mogę pozbierać się cały ranek. Guzdrzę się strasznie. Zaraz chyba spóźnię się do pracy i nawet go nie spotkam. Biegnę w rozwianym płaszczu. Jeszcze tylko zakręt i zaraz będzie wejście do metra. O Boże. On stoi tam i rozgląda się niecierpliwie. I wtedy zauważam ją. Ma krótką, trochę śmieszną blond fryzurkę. Gdy jest już blisko koło niego, on wyciąga do niej dłoń i mówi-Andrzej. A ona jakby speszona odpowiada - Magda. Mijam ich i tylko kątem oka widzę, że on cały czas do niej mówi i nie wypuszcza jej dłoni z ręki.