O pewnym człowieku
Kiedyś wreszcie zabraknie powietrza. Ściślej mówiąc - życiodajnego tlenu. To co pozostanie podobno wystarczy na kilka minut. Przepalone płuca jakoś sobie z tym poradzą. Wprawdzie, tlen i powietrze przecież będą, niestety już nie dla mnie.
Ostatni oddech da do myślenia. Ciężko będzie się zadeklarować o czym. Konkretnie, to przecież nie wiadomo co przyjdzie do głowy.
Byłem kiedyś w pewnym mieście. To rodzinne miasto pewnego człowieka. Kiedyś pewnie spoglądałem w zamyśleniu w okna jego domu, jak to często mi się udaje.
Nie by podglądać, oczywiście. Czasem mi się zdarza po prostu przystanąć z ciągłego biegu i zastanowić na chwilkę, zupełnie niepotrzebnie. Ukierunkowuje wtedy swoje myśli a mój wzrok ustaje. Bezruch przynosi efekty. Oczy, równo zawieszone – czasem na drzewie lub trawniku, na siatkach z zakupami, na przechodniu z celem, lub na domku i oknach przed firankami, i domownikach skrytych w jego schronieniu – nie przekazują wtedy żadnych informacji i ośmielę się stwierdzić, iż wyłącza się na pewien moment odbieranie światła.
Oddech łapię bez wysiłku tak jak ten pan, który mówił jednego dnia widząc mnie elegancko ubranego: „Teraz wyglądasz jak człowiek”. Wolę nie myśleć jak wyglądałem wcześniej... oraz później.
Zobaczyłem się z nim w szkole, gdzie uczył. Nie wiem po co tam byłem ale wspominam to spotkanie raczej z radością niż z gorzkim smakiem wygórowanych wymagań i obniżonego zachowania. Takie wspomnienia warto zachować i przypominać przy kolejnych okazjach.
Kamień spadł z serca i pozostał na wysokości nerek. W miejskim szpitalu miała staż pewna bardzo urodziwa panna. Nie miałem okazji jej zobaczyć ale słyszałem o niej wiele dobrego. Tak wiele, że raz nawet mi się przyśniła przy okazji kolejnej operacji.
Oddech czasem przeradza się w chrapanie. Niektórzy podobno mają z tym wielki problem i rozpadło się przez to kilka małżeństw. Ja na szczęście jestem kawalerem. Gdybym tylko był singlem, chodziłbym na większą ilość randek i spotkań towarzyskich ale ja muszę być kawalerem by wciąż być sobą i nie unikać własnego wzroku, i odbicia w lustrze.
Byłem kawalerem także wtedy gdy ona była singlem. Oczywiście skończyło się na zdradzie. A ja głupi myślałem o dokonaniu zmiany w CV.
Oczywiście dodałem co nieco z upływem czasu. Nakłonił mnie do tego znajomy. Od lat z powodzeniem pisał własne, które rozbudowywał o te, które już wysłał. Zawsze mi przypominał: „Najważniejsze by cię ktoś zauważył, byś dotarł do jego podświadomości i odniósł się do zwierzęcych cech głęboko ukrytych w naszych genach. Gdy przyśnisz się im w nocy, na pewno cię zatrudnią.” Wspominał także, że to jedyne czego nauczył się po pięciu latach studiów w reklamie.
Nie dostał więc pracy w zawodzie ale jakoś sobie poradził. Ja dopisałem co nieco do mojego CV by zrobić lepsze wrażenie na pracodawcach. Wrażenie zrobiłem na pewnej pani redaktor gdy otrzymała moje opowiadanie pod tytułem: „Ja i moje drugie ja, nigdy nie jesteśmy sobą.”
Opowiadanie wprawdzie było o niczym ale ona doszukała się większej głębi i cieszyła odkryciem nowego talentu. Spędziliśmy wtedy ze sobą kilka przyjemnych miesięcy. Ona organizowała dla mnie spotkania, wysyłała kolejne teksty, do których dodawała wiele własnego wkładu i planowała publikację gdy ja miałem tylko dwadzieścia stron, a najistotniejsze elementy nie były moje.
Karierę pisarską zakończyłem własnoręcznie. Opowiadanie: „To nie moje słowa a redaktor jest tak zaborczy, że mierzy mi czas w drodze po coś na śniadanie” zakończyło także związek.