Noc, kiedy J.P. spotkał Hanka
J.P. czuł się zniesmaczony propozycją, ale mimo to przystał na nią. Zaczęła psuć mu się wyidealizowana wcześniej wizja Pijącego Pisarza. Mężczyźni opuścili przybytek w starym, pijackim stylu – trzymając się za ramiona i nucąc przekłamane fragmenty jednej z włoskich oper. Przed wejściem do mieszkania Hank bezpardonowo i na oczach dozorcy zwymiotował jeszcze na schody.
-Skończyło się! Od jutra wypierdalasz na zbity pysk, Bukowski!
Skruszony groźbami zwymiotował po raz drugi.
-A więc to On! – Myślał J.P. – piłem z Charlesem Bukowskim, piłem z Pisarzem, piłem z moim bohaterem. A teraz mój bohater wymiotuje na moich oczach na schody, jest w tym wszystkim coś nie tak.
-Chodź, mały, idziemy na górę. Mam jeszcze jakieś wino, więc nudno nie będzie. – Powiedział Hank i pociągnął chłopaka za rękaw, ale ten niestety poślizgnął się w kałuży wymiocin i uderzył głową o jeden ze schodków.
Obudził się już w karetce.
-Wszystko w porządku, proszę pana. Poślizgnął się pan na chodniku, dobrze, że ktoś pana zauważył, bo w tym mrozie mogłoby być krucho. – Mówił sanitariusz.
J.P. nie dowiedział się nigdy czy spotkał Bukowskiego czy nie, ale czuł, że to, co zobaczył to nie jest droga dla niego. Rzucił Picie i Palenie. Wódki nigdy tak naprawdę nie lubił, tęsknił też za smakiem zupy pomidorowej, więc tak było dla niego lepiej. Napisał za to całkiem niezły zbiór bajek dla dzieci i zarobił tym samym na własną kuchenkę elektryczną.