Niedostępna
z oczami pełnymi wyrzutów i z dzieckiem na ręku pojmujesz… albo nie. Różnie z tym bywa. Powiedzmy, że mu wierzysz, bo chcesz wierzyć, dopóki nie odkrywasz przypadkiem, że oprócz żony i ciebie ma jeszcze jedną kochankę, albo dwie.
Historia się powtarza. Rozstanie, rozpacz, poczucie upokorzenia, bunt przeciw miłości, wściekłość na siebie samą – ależ jestem głupia, naiwna i tak dalej. Nigdy więcej. Przysięga składana wobec nieba i siebie samej, że nigdy więcej.
Później jednak mija czas, rany zabliźniają się, znów pojawia się to ssące uczucie pustki, osamotnienia, pragnienie bycia z kimś blisko. Trudno zaufać, ale jeśli pojawia się ktoś… znów zaczynasz się otwierać, bo to pragnienie kochania i bycia kochanym to potworna siła.
Czy istnieje granica za którą mówimy – dość? Nie chcę. Już się w to nie bawię? – Owszem. Istnieje. Może dla każdego jest indywidualna, może zależy od ludzkiej psychiki i przyjętych wartości, od osobowości, wieku, doświadczeń, ale istnieje. W pewnym momencie mówisz sobie – wolę być sam, sama, angażujesz się w budowanie siebie…
Że poczucie pustki i osamotnienia musi wracać? Że taka jest natura ludzka i wcześniej, czy później ten ssący brak dopadnie? Może i tak, ale… człowiek dużo potrafi. Nawet ten naturalny, ssący brak szyderczo wyśmiać – pomimo łez cisnących się do oczu i żyć pomimo to.
Taki wstęp do mojej nowej historyjki prozą.
Adriana, całkiem atrakcyjna, trzydziestoczteroletnia, zadbana brunetka pracująca w redakcji jednego z poczytnych, babskich pism miała właśnie za sobą takie doświadczenia i postawę nie do złamania. Jej specjalność – aranżacja wnętrz i ogrodów. W pracę angażowała się bez reszty, a mężczyźni? Dla nich już nie było miejsca w jej życiu. Była tego pewna.