Nie jesteś sam
Kurt zsunął się po drzwiach swojego pokoju, wydając z siebie pełne rozpaczy dźwięki. Łzy, które wypływały z jego przekrwionych oczu, ograniczały mu widoczność. Widział wszystko jakby za mgłą. Wziął kilka głębokich wdechów, aby się uspokoić. Nie pomogło. Szaleńczy kaszel wydobył się z jego gardła.
Kurt, uspokój się... Kurt...
Kolejny napad płaczu. Jego głowa powoli zaczynała pękać z bólu, a gardło zasychać. Oczy nie chciały już produkować łez. Opadał z sił, wszystko go bolało. Nie równało się to jednak z tym, co przeżywał wewnątrz.
Emocje targały nim, nie dając ani chwili odpoczynku. Czuł się, jakby go policzkowały. Atakowały, trafiając w najczulsze miejsca i powodując rozpad jego duszy na części pierwsze.
Dość. Miał po prostu dość. Jedyne czynność, którą wydawała mu się najlepszym wyjściem z tej sytuacji była śmierć. Szybka, bez jakiegokolwiek bólu. Chciał zasnąć i nie obudzić się już nigdy więcej. Może wtedy zauważyłby ktoś, że coś się działo? Że rozpaczliwie wołał o pomoc i wsparcie?
Wiedział jak się czują niemi ludzie. Dokładnie jak on teraz. Nikt ich nie rozumiał. Potrafili tylko ruszać ustami, próbując powiedzieć jak bardzo cierpią, lecz nikt ich nie słyszał.
Był niemy.
Chwiejnie wstał z podłogi. Nie wiedział co teraz zrobi. Równie dobrze mógł pójść się położyć, czy też zacząć skakać, rozwalając w złości wszystko dookoła.
Złość. Smutek. Rozczarowanie. Beznadziejność. Szaleństwo. Tak można by opisać co dzieje się w jego wnętrzu. Serce wyrywało się z piersi, jakby chciało wyskoczyć i zostawić go bez oddechu. Jego mózg szalał, nie dając mu na spokojnie poukładać myśli.
Zamaszystym ruchem zrzucił kosmetyki z półki. Głuchy odgłos upadających pudełeczek poniósł się echem po całym pokoju, wzbudzając w nim jeszcze większą agresję. Chwycił małe lusterko i zbił je gołą dłonią, nie zważając na odłamki szkła wbijające się boleśnie w skórę. Zgarnął włosy z twarzy, pozostawiając krwawe ślady na czole. Spojrzał do dużego lustra wiszącego na ścianie. Naprzeciwko niego stał chłopiec, wyglądający bardzo mizernie. Jego kruche ciałko drżało z nadmiaru emocji, oczy były czerwone i podkrążone od wielogodzinnego płaczu, a twarz uplamiona krwią. Jego usta wyglądały najgorzej. Były jakby naznaczone... Naznaczone rozładowaną nienawiścią jego największego wroga.
Zaczął krzyczeć. Miał nadzieję, że zdzieranie i tak już suchego gardła, pomoże mu rozładować wszelkie emocje. Po chwili bezwładnie upadł na kolana, zaciskając kurczowo powieki oraz usta. Kawałki wbijały się w jego nogi, niszcząc ubrania.
Nie obchodziło go to. Ból przynosił pewnego rodzaju ukojenie. Pozwalał mu się skupić, przestać bić się z własnymi myślami.
Usłyszał, jakby za mgłą, jak ktoś woła jego imię. Ciepłe ramiona objęły go czule, pomagając przenieść się na łóżko.
- Tato – szepnął wtulając się w mężczyznę. - Tato...
Czuł ciepłe łzy ojca, spadające na jego twarz. Czuł bicie serca przez jego koszulkę. Czuł miłość i troskę, bijącą od niego.
- Jestem tu, synku – powiedział Burt, drżącym głosem, obejmując Kurta.
Oczy chłopca znów się zamknęły, a on sam zapadł w niosący ukojenie sen.