„Marzenia, wolność i miłość, Proza życia wymieszana z wierszem”

Autor: pinokio
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

 

 

Sławomir Michewicz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

I.

 

Jak miałem parę latek i uczyłem się w ognisku muzycznym gry na instrumentach klawiszowych, co bardzo mi się podobało, miałem wielkie marzenia, które wtedy wydawały się możliwe. Chciałem za wszelką cenę komponować muzykę i teksty piosenek. To dla chłopca z podstawówki było trochę za trudne. No i dobrze i smacznie jeść. Choć przy mojej posturze to ciągle wyglądałem na głodnego. To akurat się nigdy nie zmieniło. Obecnie w dojrzałym wieku muszę trochę poprawić swoje marzenia. Nie wiele zmieniając. Najbardziej by mnie zadowoliła urocza restauracja, w której osobiście przyrządzałbym dania ( kucharz nigdy nie chodzi głodny ). W efekcie widziałbym zadowolenie swoich klientów spożywających obiad widziany jako moje dzieło sztuki. Drugie to można powiedzieć jest coraz bliższe, choć długa droga do niego prowadzi. Widziałbym się jako powieściopisarza thrillerów, oraz poezji co jest mi bardziej bliższe dzisiaj. Nie są to proste zadania. Restauracja to nie lada gratka. Tym bardziej, że nie chcę gotować wszystkiego co już było. Moje posiłki serwowane przy spotkaniach ze znajomymi cenią się dobrym zdaniem i wyjątkowym smakiem, przygotowane ze świeżych produktów a nie gotowych półproduktów i zestawów przypraw. Wyjątkowe dla mnie jest to, że każda potrawa jest unikatowa nie odebrana przepisem babci czy z ciekawej włoskiej restauracji, bądź chińskiej knajpki. Mając okazję od młodych lat sam przyrządzać sobie posiłki, mogłem wypróbować swoje pomysły na udane dania i pyszne sosy mięsne czy też dipy ( nikt z moich znajomych nie ucierpiał ). Mając poparcie w guście znajomych zostaję automatycznie motywowany do przyrządzania nowych przepisów i próbowaniu ich w tym że gronie. Tak samo było z pisaniem. Przelewając swoje myśli i uczucia na kartkę papieru zacząłem budzić emocje czytelnika. To dodawało mi skrzydeł, tworzyłem nowe dzieła.

Nie ma nic cenniejszego niż aprobata otoczenia, które w pracowniku budowlanym dostrzegło poetę i świetnego kucharza i nic bardziej budującego jak wiara we mnie i moje siły. To dodaje otuchy i wzmacnia chęć do osiągnięcia celu pomimo codzienności, głębokich jak i banalnych problemów. Moje prace zostały uznane już teraz przez ludzi, do których dotarłem. Nie mogę powiedzieć, że jestem wybitnym poetą choć chciałbym nim być. Dążę do doskonałości każdego dnia pisząc i ucząc się na nowo nie szanowanej prze ze mnie wcześniej tak pięknej i wymownej dziedziny, która jako pierwsza potrafiła porozumieć ze sobą ludzi i dotrzeć do każdego poprzez przekaz jaki ze sobą niesie.

Więcej nie powiem o marzeniach. Mógłbym wymieniać tu duży dom, piękny samochód, ulubioną pracę, najlepiej nieciężką albo od razu sześć miliardów w totolotku, i szczęśliwe życie w towarzystwie ukochanej kobiety. To już są bardziej potrzeby niż marzenia, bo kto lubi chodzić piechotą czy mieszkać w brzydkim ciasnym mieszkanku nazywanym schowkiem na miotły. Ja na pewno bym się nie cieszył. Tak samo jak nie przepadam za zatłoczonym czerwonym autobusem. Po długiej przerwie w transporcie publicznym to potrafię zapomnieć, gdzie jest i do czego służy dziwne trzeszczące urządzenie , które wyrywa bilecik. Bywało, że przez tą chwilową amnezje narobiło się afery z kanarami, którzy zbulwersowani, że nie posiadam przy sobie dokumentów przeciągnęli mnie przez cały autobus , by wydostać mnie na przystanek i tam z pomocą władzy określić moje dane. Jakbym się nie chciał przedstawić co najmniej. Rozumiem pokuta musi być. Po co zaraz z tego takie widowisko robić? Trzeba zapłacić to się zapłaci – trudno. To może jeszcze w gazecie napiszą kto dzisiaj jechał na gapę i którym autobusem. Wracając do totolotka to nigdy nic nie wygrałem, a bym nie narzekał przecież. W końcu to nagroda. Nagroda za nic. Tylko, że ciężko mi jest wygrać bo jeszcze nigdy kuponu nie wysłałem. Wysłałem raz do radia, nagroda główna trzysta tysięcy, to mi wysłali tapetę za dwa sześćdziesiąt cztery. I co ja niby mam z tą tapeta robić? Pokoju nie wytapetuję, a komórkę to ja mam, na drzewo.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
pinokio
Użytkownik - pinokio

O sobie samym: ”...Powiedzieć można wszystko i wszędzie, Ja wolę pisać, bezpieczniej będzie...”
Ostatnio widziany: 2016-04-14 19:24:21