LALECZKA
Natalia siedziała w kącie pokoju. Trzęsącymi się rękami ścierała z policzków płynące nieprzerwanym strumieniem łzy, przy okazji rozmazując po całej twarzy krew płynącą z nosa, kącików ust i rozciętego łuku brwiowego. Nikt nie mógł usłyszeć jej szlochania, bo nikogo żywego nie było w pobliżu.
Powoli podniosła się z podłogi, na której klęczała, opierając się drżącą dłonią o ścianę.
Na gładkiej pasteloworóżowej powierzchni pozostał krwawy ślad jej dłoni.
Natalia zastanawiała się, co ma teraz zrobić. Nie było nikogo, kto mógłby jej zabronić teraz wyjść. Ale czy się odważy? Nigdy jeszcze nie wyszła stąd bez pozwolenia. Ale właściwie nie miała wcześniej takiej potrzeby. Jej wszystkie zachcianki były natychmiast spełniane przez Roberta i jego ludzi. Miała tutaj wszystko, czego potrzebowała. Żyła tutaj jak w pałacu. Albo raczej w złotej klatce.
Tak długo oszukiwała siebie i innych, że w końcu sama w to uwierzyła, że jest szczęśliwa, że kocha i jest kochana, że niczego jej nie brakuje... Nie było jednak tak kolorowo. Dobrze pamiętała te wszystkie rozmowy telefoniczne z rodzicami, kiedy Robert trzymał przy uchu słuchawkę drugiego aparatu w pokoju obok i pilnował, by nie powiedziała za dużo. Żeby przypadkiem nie wspomniała o siniakach, które były ciągle obecne na jej ciele, bo gdy tylko jedne znikały, natychmiast pojawiały się nowe. Żeby przypadkiem nie przyszło jej do głowy zgodzić się, gdy rodzice proponowali odwiedziny. Żeby przypadkiem też nie wspomniała o ciągłym strachu, że coś zrobi znowu nie tak, że skompromituje w jakiś sposób Roberta przed jego znajomymi. Kara za to była surowa.
- Wiesz przecież, Laleczko, że cię kocham, prawda? Nie mogę pozwolić przecież, żeby moja kobieta przynosiła mi wstyd, bo nie potrafi się zachować. Rozumiesz to, prawda? - słodki głos Roberta ginął po chwili w odgłosach uderzeń, szlochów Natalii i jednego głuchego łoskotu, gdy upadała nieprzytomna na podłogę.
Jak długo to się ciągnęło? Za długo! Natalia nie umiała tego już dokładnie określić. Kiedy raj zamienił się w piekło? Chyba tego nawet nie zauważyła, tak mocno wmawiała sobie, że wszystko jest w porządku i że to tylko ona marudzi.
Wróciła pamięcią do tamtego dnia, gdy po raz pierwszy spotkała Roberta.
Był ciepły letni poranek, więc wybrała się z Igą, żeby trochę pobiegać. Przy fontannie w parku chciały chwilę odsapnąć. Wtedy z przeciwnej strony nadbiegł mężczyzna w sportowym ubraniu markowej firmy. Ciemna karnacja, brązowe oczy i ogólny wygląd młodego boga sprawiły, że serce Natalii zaczęło bić jak oszalałe. I nie była to wyłącznie wina porannego biegu.
- Cześć, Laleczko! - zagadnął, całkowicie ignorując Igę - Masz może ochotę na coś do picia? - przywołał na usta czarujący uśmiech tak bardzo pełen pewności siebie, że Iga z miejsca zapałała do niego antypatią.
Natalia wprost przeciwnie - bardzo jej się spodobała ta jego pewność siebie granicząca nawet z arogancją. Zgodziła się.
Od tamtej pory spotykali się coraz częściej, chociaż Iga ostrzegała, że to się może źle skończyć, że Robert obraca się w podejrzanym towarzystwie i ma na sumieniu różne ciemne sprawki. Natalia jednak nie chciała jej słuchać.
- Jesteś po prostu zazdrosna!
Od tamtej pory nie spotykała się już z Igą. Ani w ogóle z nikim z paczki dawnych znajomych. Na polecenie (tak, polecenie, a nie prośbę) wprowadziła się do willi Roberta. To był naprawdę raj! Do czasu. Po kilku miesiącach sielanki Robert postanowił zacząć wychowywać Natalię po swojemu.
- Posłuchaj, Laleczko, nie możesz przecież zachowywać się tak jak do tej pory.
Przyznaję, że jesteś inteligentną kobietą, ale musisz o tym zapomnieć. Nie chcę, żeby się powtórzyło to, co dzisiaj się stało. - w jego oczach zapłonął gniew - Zapamiętaj sobie, Laleczko, że gdy ja mam gości, to ty masz trzymać gębę na kłódkę! Ani mi się waż wtrącać, gdy rozmawiam z moimi gośćmi, zrozumiano? - po czym nastąpiło to, co później stało się rytuałem.
Gdy leżała nieprzytomna i zakrwawiona koło kanapy w salonie, Robert pogładził ją po zmierzwionych włosach.
- Wiesz, że cię kocham, Laleczko! To dla twojego dobra, rozumiesz przecież, prawda?
Czy był jakiś ważny powód, czy też go nie było, "rytuał" powtarzał się coraz częściej. Aż do teraz, przez te wszystkie lata.
Natalia rozejrzała się po pokoju. Spakowała już wcześniej swoje rzeczy. Wreszcie postanowiła wziąć swoje życie we własne ręce i nie pozwoli się więcej terroryzować.
Wzięła jedną jedyną walizkę i skierowała się do drzwi. Przystanęła.
Rzuciła jeszcze ostatni raz okiem na Roberta, który leżał rozciągnięty na podłodze.
Jego niewidzące oczy spoglądały martwo w sufit, a w sam środek szyi, jak znak największego triumfu, wbite były zwykłe nożyce, którymi Natalia przecięła swoje pasmo nieszczęść i nić życia Roberta...