Kraj lat dziecinnych
podnieść, albo chociaż przeturlać nagrobek na swoje miejsce, lecz po chwili byłem już wyczerpany i brak mi było oddechu. Gdybym był tym młodym chłopakiem co kiedyś, zrobiłbym to w minutę, a później dowiedziałbym się, kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy, a następnie poszedłbym z flaszką pejsachówki na grób jego przodków i zrobiłbym to samo. Ale na szczęście zmądrzałem. Wiem, że zemsta nie prowadzi do niczego innego niż powiększanie konfliktu i karmienie nienawiści. Mam nadzieję, że ci młodzi ludzie wraz z wiekiem tak samo zrozumieją to i owo. Nawet nie to, że jest to miejsce święte i tak robić nie można, ale to, że za każdym nagrobkiem stoi człowiek i jego jedyna w swoim rodzaju historia. Na końcu kirkutu znalazłem polanę, na której mogłem usiąść i odpocząć. Zaskoczyło mnie to, jak szybko się uspokoiłem. Rzeczywiście, panował tu spokój cmentarny, lecz nie przerażający, a dający ukojenie. Sięgnąłem za pazuchę by wyciągnąć modlitewnik, ale okazało się, że pomyliłem książeczki i wziąłem ze sobą opowiadania Izaaka Babla. Z pewnością każdy czytając jego opowiadania instynktownie tęsknił za Odessą, nawet jeżeli nigdy w Odessie nie był. Ja zaś czytając jego opowiadania, zawsze myślałem o tej cholernej Sokółce, o sadzie i o jabłoni pod którą zwykłem pijać wino. Nie zamieniłby mojego miasteczka i tego sadku za żadną Odessę, a i nawet za cały Izrael. Głupi byli ci wszyscy syjoniści, co krzyczeli, że miejsce Żyda jest w Palestynie, kiedy swoją prawdziwą ojczyznę mieliśmy tu. Mam nadzieję, że nie przyprawiłem nikogo o zawał. Człowiek idący koło cmentarza mógłby pomyśleć, że zobaczył ducha, lecz to nie był duch, a jedynie stary sokólski Żyd błąkający się wśród porośniętych mchem kamieni i jak niewidomy odczytujący palcami niewidoczne już napisy. Ale dosyć już tego. Na obcowanie z nimi będę jeszcze miał całą wieczność, więc dosyć tego chodzenia jak dziecko we mgle. Niedługo później już byłem poza miastem. Oczy mi lekko zwilgotniały i starcze serce zaczęło bić jak za młodu, gdy usłyszałem dźwięk podkutych kopyt i zobaczyłem chłopa jadącego furmanką. Aż mnie kusiło, żeby zawołać „Panie! Podwiezie pan do Grodna na zabawę?”. Oj, jeździło się kiedyś, jeździło. Teraz bym potrzebował wizy, bo jakieś duraki granicę tam postawili. Idąc dalej, zrozumiałem coś. Zrozumiałem, że tej mojej ukochanej Sokółki już nie ma. Że wszystkich moich ziomków także nie ma. Tylko lasy pozostały te same. I polne dróżki. I łąki i pola. Jeszcze słońce zachodziło jak dawniej, a i powietrze pachniało młodością. Wielce szczęśliwy byłem widząc, że chociaż tyle pozostało z mojego kraju lat dziecinnych. Ściemnia się. Robi się coraz ciemniej. Trzeba wracać. Nie wiem, czy znalazłem tu to czego szukałem. Za to wiem na pewno, że niczego nie zgubiłem. Muszę już wracać. Matka dziś przygotowała czulent. Muszę się pospieszyć, żeby bracia wszystkiego nie zjedli. Ściemnia się. Jest już coraz ciemniej...