Kim jest Ewa? Tchnienie pierwsze.
Na początku była ona zrodzona z cząstki tak małej i tak potężnej, iż wszystko inne było próżnością... Na jej oczach w ułamku sekundy wszystko, co było niebytem czarnej bezkresnej nocy stało się kolorowym magicznym dniem powstałym z jednej iskry tchnienia...
Dookoła niej rodziły się układy planetarne, gwiazdy, planety, komety a wszystko to w wielu wymiarach tak rożnych od siebie jak noc i dzień pierwszego zmierzchu i pierwszego poranka...
Kiedy pierwsza fala pierwszego oceanu dotknęła jej stop zdała sobie sprawę, że jej dusza przyodziana została w powłokę cielesną, której oblicze podziwiała teraz w falach pierwszych przypływów i odpływów... Wszystko to trwało wiele miliardów lat, ale dla niej było krótkim mistycznym doświadczeniem i snem jej własnej duszy…
Ja jestem początkiem, ja jestem końcem, ja jestem obserwatorem tworzenia się nieba, ziemi, wody i gwiazd. Wszystko zrodziło się z niczego będąc początkiem końca i końcem początku...
Jej słowa zrodzona w jestestwie bytu były początkiem myśli tak złożonej i prostej, iż tworzyły podstawy tego, co mu nazywamy samoświadomością...
Jej słowa zrodzone w myśli mówiły językiem, którego nigdy nikt nie zapisze i nikt nigdy nie zrozumie. To one były słowem natchnionym pełnym szumu fal, ciszy wszechświata, bełkotu pustyni i wiatru. A wszytko to okraszone było muzyką morskich głębin i odgłosów dalekiego wszechświata, którego wiatr rzeźbił planety a tchnący podmuch zapełniał je życiem tak niezwykłym i tajemnym, iż tylko dusza może zrozumieć istotę Bytów tak wzniosłych i nierealnych, iż mógłby wydawać się wiatrem, wodą, ogniem i ziemią.
Lecz każdy z nich tworzył, niszczył i budował coś niezwykłego pięknego i groźnego... I odeszli twórcy bytu zrodzonego z tchnienia przywołani głosem duszy, aby tworzyć nowe dzieła z nicości...
A ona stała na skale wpatrzona w bezmiar fal, pierwszy wschód i pierwszy zachód słońca, pierwszą tęcze i pierwszy deszcz, pierwszy śnieg... Wszystko tak jak i ona było pierwsze i tak doskonałe w swojej formie, iż tylko dusza tchnienia mogła to wszystko wypełniać...
Woda dotykała skał, skały ziemi, ziemia łączyła się z horyzontem i niebem a niebo z nią istotą, która była częścią tego wszystkiego ani gorszą ani lepszą była po prostu częścią nierozerwalną pozostającą w symbiozie ze wszystkim, czego dotykała i doświadczyła...
Nic bez niej nie mogło żyć i ona bez wszystkiego, co stworzyło tchnienie żyć nie mogła... Ona była jedna a wymiarów jej wiele, każdy wymiar stworzony tchnieniem, każdy jego twór był oddzielny, ale tworzył nierozerwalną harmonie bytu zależnego i niezależnego... Wszystko, co istnieje tutaj istnieje wszędzie gdyż wszędzie oznacza tutaj... I żadna siła, istota i twór nie może zmienić harmonii początku i końca...
I nagle tchnienie stało się snem, który powoli zamykał się w mroku tworzonej świadomości istoty ludzkiej... Jesteś wolna i gotowa! Żyj, buduj marzenia i szczęście żyj w symbiozie stworzenia z tym, co zostało stworzone razem z Tobą, bowiem niszcząc harmonie Bytów i wymiarów równoległych zniszczysz siebie samą ...
I otwarły się oczy zielone jak głębina pierwszego oceanu i spojrzały na czerwień pustyni, na błękit nieba na żółć słońca i na zieleń oceanu... Krople deszczu zmyły resztkę wiecznego snu i obudziły instynkt, uczucia, doznania, emocje dając nowy wymiar istocie zrodzonej z tchnienia pierwszego…
C d n
Wojciech dydymus Dydymski