KAY-rozdział szesnasty
dzi z żony Alana.Nie mogąca uwierzyć w to co usłyszała kobieta powoli podnosi sie z ziemi...obraca w strone głosów...jej mąż sto nieruchomo jakby nie wiedział czy to co widzi jest rzeczywistościa czy omamem...
-Mamo!
-Tato!
-Czy to prawda?...
-Nasze dzieci?!...
Widząc biegnące pociechy biegnie w ich stronę...
-Na co czekasz staruszku?...nie chcesz uścisnąć dzieciaków?
Dzieci w padają w objęcia matki:
-Żyjecie...
-Tak mamo.
-Moje kochane-jednocześnie tuląc i całując.
-Dzięki Christi
-To ona nas uratowała
-Narażając życie wyniosła mnie z samochodu a później zasłoniła sobą gdy nastąpił wybuch.
-Jak dobrze was widzieć.
-Ciebie również tato-przytulając się do ojca który obejmuje je bardzo mocno.
-Poczekajcie na mnie.
-Dobrze mamo.
-Chodźmy do środka...możemy?
-Teraz to wasz dom.
-Co?
-Wszystko wyjaśnimy.
Kobieta podchodzi do policjantki:
-Powinnam ci przywalić.
-Więc zrób to.
-Nie mogę...byłam-jestem na ciebie wściekła ale uratowałaś moje dzieci a one są dla mnie najważniejsze...to dla nich żyje...dla światła mego życia.
-Rozumiem.
-Wcale nie...nie pochwalam sposobu w jaki to zrobiłaś ale...dziękuje
-Gdyby trzeba było zrobiłabym to jeszcze raz.
Patrząc sobie w oczy kobiety podają sobie dłonie.
-Chodźmy...trzeba jeszcze coś omówić.
Kobiety wchodzą do środka...Samantha wchodzi na salę do swego małego pacjenta...w recepcji szpitala:
-Do domu?
-Tak...to był męczący dzień.
-Pełen wrażeń?
-Aż za bardzo...Sam już wyszła?
-Zostaje z nami
-Co? O czym ty mówisz?
-Wzieła nocny dyżur.
-Nic nie rozumiem,zresztą dziś dziwnie się zachowywała.
-Przy najmniej może nam pomoze z Kendricksem
-Współczuje...lece
-Na razie.
Patrząc na buzie chłopca lekarka podchodzi do łóżka...siada przy nim...rozlega się dźwięk komórki,spojrzawszy Samantha wyłącza telefon
"Wybacz John"
Po dłuższej chwili ciszy:
-Wiem że mnie nie znasz...pewnie się zastanawiasz kim jestem i co ja tu robie...co tą obcą kobietę obchodzi mój los i to co się ze mną stanie...obchodzi... i to bardzo...tak bardzo mi go przypominasz...jesteś bardzo do niego podobny...dziś miałby tyle latek co ty...tak bardzo mi go brakuje...
otarłszy łzy
...jego nie mogłam uratować...ale Tobie nie dam umrzeć...zrobie wszystko by cię uratować...
kolejna łza
...śpij dobrze...i zdrowiej...
Sprawdziwszy aparaturę lekarka opuszcza salę...pod dom zajeżdża jeep.Parkując Kay zauważa samochód ojca...
"z jakiej to okazji"
...i pojazd teściowej
" a ta franca co tu robi?"
Wysiada...biorąc na ręce córeczkę:
-Usneła?-szeptem
-Jak zawsze będąc w podróży.
-Mamy gości.
-Zauważyłam.
-Gotowa na bitwę?
-Jak zawsze.
-No to chodźmy
Siostry wchodzą do domu...