Justynian, T R Y U M F U J E!
Zbliża się rok 476, kiedy to upada wielkie Imperium rzymskie, a wschodzi średniowiecze. Romulus Augustulus pozbawiony władzy, ukrył się w pobliskim lasku, schował się we własnych dłoniach i począł płakać, jego łzy wiły się niczym jadowite węże, różowe policzki nabierały wyrazu cierpiętniczej męki. Ulice Bizancjum, wielkiego ośrodka geograficznego, ośrodka handlu oraz religii. Środkiem drogi podąża rycerz, najprawdziwszy. Na jego twarzy rysuje się uśmiech kpiny. Trzymając mocno za uprząż kasztanowego rumaka, ciągnie za sobą pacholę. Cesarstwo wschodnie dudni życiem. Ludzie błąkają się, przemykają niczym cienie między domami, chcą zdążyć na coroczny festyn. Nagle owe zamieszanie stało się
wielką krzątaniną, krzyki, huki! Główną drogą kroczy sam cesarz. Cesarz decyduje o dogmatach wiary, wtrąca się nie jako w sprawy wewnętrzne kościoła, ale jest to na zasadzie usankcjonowanej władzy. Chyba mogę mówić w jego przypadku o cezaropopizmie. VI wiek moi drodzy był okresem panowania Justyniana Wielkiego. Justynian odebrał barbarzyńcom Italię, część północną Afryki z Kartaginą, ale czyż nie mógł zostawić tych biednych ludzi w spokoju, mimo, że noszą przydomek vel. Barbarzyńców, są także
ludźmi, no może trochę bardziej zaciekłymi w boju. Od zawsze także ciekawiło mnie czy cesarzątko mogło nazwać się określeniem - machismo. Taki władczy, ociekający dumą, dobry, prawowity, dumą okryty! Ha! Może w sprawach miłosnych, a raczej seksualnych odznaczał się machinacją względem partnerki. Nieudolnie powtarzał średniowieczny schemat góra, dół i znowu góra. Może był jak machikuł, ganek na murach obronnych,
mający otwory w podłodze do wyrzucania pocisków i wylewania wrzątku na atakujących. Wlewał do pochwy żony, która zapewne nie byłaby jego żoną gdyby nie musiała, coś czego nie można opisać. Jego kręcone włosy na plecach tańczyły radośnie, a na jego ustach rodził się szyderczy śmiech. Justynian Wielki, T R Y U M F U J E.